Z godziny na godzinę kolejni ranni opuszczają szpitale, a stan zdrowia poszkodowanych poprawia się - mówi rzecznik wojewody śląskiego Krzysztof Mejer. - Praktycznie w ciągu 5 sekund dach się zawalił. My, którzy mieliśmy stoiska pośrodku hali, nie mieliśmy szans, żeby uciec, żeby się schować. Nie było czasu na myślenie - mówi reporterowi RMF 26-letni Marek Wosik. Mężczyzna z urazem kręgosłupa leży w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. - Miałem wiele szczęścia, jakaś opatrzność nade mną czuwała - dodaje. Posłuchaj: - Ja nie wiem, jak to się stało. Jeden huk i nagle leżeliśmy na podłodze - opowiada kobieta, która na szczęście z niewielkimi obrażeniami trafiła do jednego ze śląskich szpitali. - Nagle zaczęło wszystko strzelać. Każdy się rozglądał, bo myśleliśmy, że komuś się stanowisko wali. Nagle zaczęło się wszystko walić - podkreśla inna poturbowana kobieta. Posłuchaj: - Ręka złamana, miednica tak samo - mówi reporterowi RMF jeden z poszkodowanych. - Ale to nic - dodaje. - Najbardziej martwiłem się o dwóch synów, ale na szczęście są w domu. Odetchnąłem z ulgą. Mężczyzna przyznaje, że wchodząc do hali zwrócił uwagę na zalegający na dachu śnieg. - To jest wstyd, to jest hańba, ja z mojego małego gołębnika sprzątałem śnieg, a oni z takiej wielkiej hali... Gdyby chociaż część śniegu zwalili - mówi. Posłuchaj: Zobacz nasz serwis specjalny "Katastrofa w Katowicach"