Na marszu widać było flagi narodowe, zielone flagi ONR i symbole innych współorganizatorów manifestacji. "Narodowa Hajnówka", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę", "Cześć waszej pamięci, żołnierze wyklęci" - m.in. takie hasła wznosili uczestnicy marszu, idąc ulicami miasta pod Hajnowski Dom Kultury. Grupa działaczy ruchu "Obywatele RP", którzy - podobnie jak przed rokiem - przyjechali w sobotę protestować do Hajnówki, próbowała uniemożliwić przejście uczestnikom manifestacji. Stanęli z transparentami, m.in. "Bury nie jest bohaterem" i "Moją ojczyzną jest człowieczeństwo". Policja usunęła ich siłą, uznając, iż doszło do próby zakłócenia legalnie zgłoszonej manifestacji. 10 osób zostało wylegitymowanych. "Wobec kilku, które siadały na trasie przemarszu i nie wykonywały poleceń funkcjonariuszy, policja zastosowała chwyty obezwładniające" - poinformował PAP nadkom. Tomasz Krupa z podlaskiej policji. Marsz organizowany w Hajnówce przez środowiska narodowe od pierwszej edycji wzbudza emocje, ponieważ upamiętnia m.in. kpt. Romualda Rajsa "Burego", którego oddział niepodległościowego podziemia spacyfikował zimą 1946 r. kilka wsi z okolic Bielska Podlaskiego zamieszkanych przez prawosławną ludność białoruską. Zginęło wtedy 79 osób, w tym dzieci. Badający tę sprawę pion śledczy IPN przyjął kwalifikację prawną zbrodni ludobójstwa. W 2005 r. instytut umorzył śledztwo m.in. dlatego, że po wojnie prawomocnie zakończyło się postępowanie wobec części sprawców, inni już nie żyli, a pozostałych nie udało się ustalić. Hajnówka w dużej części zamieszkana jest przez mniejszość białoruską wyznającą prawosławie. W ub. roku władze miasta chciały marszu prawnie zakazać. Ostatecznie zakaz uchylił sąd, do którego odwołali się organizatorzy manifestacji. Rzecznik ONR Tomasz Kalinowski mówił w sobotę w Hajnówce dziennikarzom, że Romuald Rajs 'Bury' jest jednym z "Panteonu" żołnierzy wyklętych, który działał na tych terenach. "Wiemy o tych oskarżeniach, które są wysuwane przez niektórych historyków, np. mniejszość białoruską, choć nie wszystkich. Pamiętamy, że przecież w tych oddziałach kapitana Romualda Rajsa byli prawosławni, byli Białorusini (...). To nie jest tak, że to jest jakiś konflikt narodowościowo-etniczny, raczej spór o pewne kwestie z życiorysu, czy z historii tego oddziału" - mówił. Powołał się też na wyrok Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego z 1995 r., który unieważnił wyroki śmierci wobec Romualda Rajsa i Kazimierza Chmielowskiego (jego zastępcy), wydane po wojnie przez sąd wojskowy. "Jego (Rajsa - PAP) działalność jest godna i wiemy o tym, że działał na rzecz niepodległej Polski" - dodał Kalinowski. Pytany o ofiary cywilne, przyznał, że były, mówił że "nie można negować faktów". "Ale nie można też mówić o tym w XXI wieku, nie patrząc zupełnie na kontekst historyczny" - powiedział rzecznik ONR. Zanim sobotni marsz rozpoczął się, swoje zgromadzenia zorganizowali przeciwnicy marszu, którzy w południe uczcili ofiary akcji oddziału kpt. Romualda Rajsa. Pod hasłem "Wiecznaja Pamiat' - Wieczna Pamięć" spotkali się przy pomniku ofiar wojen i represji, usytuowanym w pobliżu Urzędu Miasta w Hajnówce. Odczytano nazwiska ofiar oraz zapalono znicze. Organizacji w Hajnówce marszu upamiętniającego kpt. Romualda Rajsa sprzeciwiła się też m.in. Partia Razem. Obecny w Hajnówce jej lider Adrian Zandberg również nazwał go "prowokacją wobec społeczności białoruskiej i prawosławnej żyjącej na tych terenach". Wcześniej przeciwko marszowi w Hajnówce protestowała też miejscowa Platforma Obywatelska, a hajnowska rada miejska przyjęła stanowisko, w którym była przeciwna marszowi i "gloryfikowaniu" przez jego organizatorów Romualda Rajsa. Robert Fiłończuk, Małgorzata Półtorak