O nieprawomocnym umorzeniu 14 lutego śledztwa w obu wątkach sprawy - zwanej w mediach sprawą "gejbombera" - poinformowała w piątek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Katarzyna Szeska. Podstawą śledztwa był artykuł kodeksu karnego, który przewiduje karę od 6 miesięcy do 8 lat więzienia dla tego, kto "sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach", a działa "w okolicznościach szczególnie niebezpiecznych". W piątek prokuratura podała, że śledztwo przeciw W. - podejrzanemu o usiłowanie sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia w wielkich rozmiarach, przez rozłożenie kilkunastu atrap ładunków wybuchowych, co spowodowało zamknięcie ruchu komunikacji miejskiej i metra oraz ewakuację osób - umorzono wobec ustalenia, że czynu tego nie popełnił. Jednocześnie - wobec niewykrycia sprawców przestępstwa - umorzono śledztwo w całej sprawie. Rankiem 20 października 2005 r. Warszawę obiegła wiadomość o 14 ładunkach wybuchowych podłożonych w 11 miejscach miasta. Ruch na kilka godzin został sparaliżowany. Na ulicach pojawili się policyjni pirotechnicy; uruchomiono zarządzanie kryzysowe. Po zbadaniu paczek okazało się, że są to atrapy bomb. Według policji, stopień przygotowania akcji i jej skoordynowania odróżniał to wydarzenie od innych fałszywych alarmów. Informowano o ich profesjonalnym przygotowaniu: wszystkie były ponumerowane, zawierały mechanizmy bardzo podobne do tych, które stosuje się w prawdziwych ładunkach: druty, proszek, którego zapach miał zmylić psy tropiące, a który okazał się saletrą. Podłożenie atrap poprzedzono wysłaniem e-maila z pogróżkami pod adresem ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. E-mail był podpisany przez nieznane organizacje Gay Power i Silny Pedał. Wskazywał, że jego autorzy są przeciwni polityce ówczesnego prezydenta Warszawy: "Kaczyński = wojna (...) Wybór Kaczyńskiego to budowa Polski ksenofobicznej. (...)". Wskazywał też, że sprawcy alarmów mogą mieć związek ze środowiskami homoseksualnymi. Policja ustaliła, że został on wysłany z kafejki internetowej w jednym z centrów handlowych. Wszystkie media obiegły zdjęcia z kamer monitoringu pokazujące mężczyznę korzystającego z komputera, z którego wysłano e-mail.