Nie wiadomo jednak, czy dojdzie do głosowania nad wnioskami PO o wotum nieufności dla ministrów rządu. Premier zwrócił się do PO o wycofanie poparcia dla tych wniosków, ale PO odmówiła. Platforma zgłosiła 19 wniosków o odwołanie ministrów. Po tym, jak część z nich w wyniku rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR straciła swoje posady, wniosków zostało 15. Jeśli do głosowania dojdzie, los ministrów jest przesądzony. Nieoficjalnie, ze źródeł zbliżonych do rządu, wiadomo natomiast, że premier nie chce dopuścić do głosowania wniosków o odwołanie ministrów. Rozważanych jest kilka scenariuszy: powołanie szefów resortów na p.o. ministrów, "wymiana" wiceministrów na ministrów, odwołanie ministrów przez prezydenta i ponowne ich powołanie zaraz po zakończeniu posiedzenia. We wszystkich tych przypadkach wnioski PO stałyby się bezzasadne i nie byłyby głosowane. Jeśli doszłoby do odwołania ministrów, prezydent może ich powołać ponownie. Aby głosować ewentualne kolejne wnioski o ich odwołanie Sejm po samorozwiązaniu musiałby się zebrać jeszcze dwukrotnie, co nie jest prawdopodobne. Lider PO podkreślił w czwartek, że jeśli prezydent i premier "uprą się" i będą na nowo powoływać odwołanych przez Sejm ministrów, to jest "ich sprawa", ale świadczyłoby to, że "idą w zaparte". Według Tuska, zarówno Lech jak i Jarosław Kaczyński w takim przypadku "w jakimś sensie potwierdzą, że mają w pogardzie zasady i w jakimś sensie - parlamentaryzm". - Dla wielu Polaków będzie to dyskwalifikujące - ocenił Tusk. Za to losy Sejmu wydają się niemal przesądzone. Wnioski o samorozwiązanie złożyły kluby , i . PO i PiS zadeklarowały poparcie dla wszystkich wniosków, Sojusz - tylko dla swojego. Dlatego, jeśli nie zawiedzie frekwencja, przyjęty zostanie właśnie wniosek SLD, bo ma być głosowany jako pierwszy. Jeśli zostanie przyjęty, pozostałe staną się bezprzedmiotowe i nie będą głosowane. Szef klubu PiS "z ręką na sercu" przyrzekał w czwartek przed dziennikarzami, że jego klub w całości stawi się na głosowaniu i poprze każdy wniosek zmierzający do skrócenia kadencji. PiS wprowadził dyscyplinę głosowania i obecności posłów na sali, w tym wszystkich ministrów, którzy musieli nawet odwołać zaplanowane na piątek wizyty zagraniczne.