Wynika z niego, że Andrzej Duda mógłby liczyć na 47 proc. poparcia. Jednak według sondażu IBRiS, frekwencja wyborcza nie przekroczyłaby 30 proc. Jak komentuje "Rz", zgoda na Andrzeja Dudę w istocie oznacza bowiem zgodę na model radzenia sobie z epidemią, jaki prezentuje obecny rząd. "To aprobata dla działań Mateusza Morawieckiego, znak, że realnie ok. 15 proc. społeczeństwa uważa, że warto utrzymać pełnię władzy w rękach Zjednoczonej Prawicy. To niezwykle skromny wynik. Niska frekwencja, której nikt dziwić się dziś nie może, niweczy demokratyczną legitymację przyszłego prezydenta" - czytamy. Dlaczego Jarosław Kaczyński tak upiera się przy dacie 10 maja? "Wie, że potem może być tylko gorzej, bo przestraszony epidemią elektorat nie będzie zawsze siedział w domu, i jeśli zagrożenie minie, może chcieć wystawić PiS rachunek za działania podczas pandemii" - pisze "Rz". Inni kandydaci mają zdecydowanie mniejsze poparcie: Małgorzata Kidawa-Błońska (KO) - tylko 12,4 proc., lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz - 12 proc., Robert Biedroń (Lewica) - 6,7 proc., Szymon Hołownia (niezależny) - 6 proc., zaś Krzysztof Bosak z Konfederacji - 5,4 proc. Według sondażu - niemal 10 proc. pytanych odpowiedziało: "Nie wiem/trudno powiedzieć". Sondaż został przeprowadzony w dniach 3-4 kwietnia metodą telefonicznych wywiadów. Więcej w "Rzeczpospolitej".