Dochodzenie w sprawie wypadku pod Lubiczem zaraz po wypadku przejęła od policji żandarmeria wojskowa, która na razie nie informuje o postępach. Śledczym wyraźnie się jednak śpieszy. - Prokurator wojskowy z Poznania dzwonił w piątek i chciał w trybie pilnym przesłuchać kierowcę - powiedział reporterowi RMF FM Pawłowi Balinowskiemu pan Michał, szef kierowcy lawety. Ostatecznie śledczy przełożyli przesłuchanie z piątku na poniedziałek. Szef MON zapewniał w sobotę, że wypadek pod Toruniem nie został spowodowany przez kierowcę samochodu, którym jechał. Co do tego nie ma cienia wątpliwości, bo ten samochód został z tyłu uderzony przez jeden z innych samochodów - dodał. Przebieg zdarzenia bada Żandarmeria Wojskowa pod nadzorem działu ds. wojskowych Prokuratury Rejonowej Poznań-Grunwald. Czynności na miejscu zdarzenia prowadziła także policja. Według prokuratury wpływ na zdarzenie mogły mieć trudne warunki panujące na drodze. Według wstępnych ustaleń jeden z samochodów w kolumnie stracił przyczepność i uderzył w tył pojazdu jadącego przed nim. Następnie oba pojazdy, wytracając prędkość, uderzyły w samochody stojące przed skrzyżowaniem. W piątek <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-platforma-obywatelska,gsbi,40" title="Platforma Obywatelska" target="_blank">Platforma Obywatelska</a> złożyła zawiadomienie do prokuratury w związku z wypadkiem. Zdaniem posłów prokuratura powinna sprawdzić, czy Macierewicz przekroczył uprawnienia i nakłaniał kierowcę do złamania przepisów, by zdążyć na galę z prezesem PiS. MON oświadczyło w odpowiedzi, że wizyta ministra w Toruniu miała charakter służbowy, i że resort "rozważa skierowanie doniesienia o przestępstwie świadomego wprowadzania w błąd organów ścigania". (j.)