. Sprawą zagłuszania zajmie się Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Pierwszy o zagłuszaniu rozmów w kancelarii powiedział w RMF FM były szef MSWiA . Według niego sprzęt do zagłuszania został wypożyczony od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak ustalił RMF FM, domniemana zgoda na zagłuszanie telefonów z podpisem ma klauzulę "poufne". Słowo "zagłuszanie" nie pada jednak w dokumencie. Jest to polecenie służbowe premiera dla szefa BOR-u o podjęcie "działań w celu zabezpieczenia budynku w trakcie okupacji pielęgniarek, w tym działań, które zapewnią bezpieczeństwo teleinformatyczne". To stwierdzenie miało legalizować zagłuszające działania BOR-u, ale po fakcie. Dokument jest datowany na 26 czerwca, gdy pielęgniarki, po siedmiu dniach, opuszczały budynek Kancelarii Premiera. Jest też opatrzony klauzulą "poufne", choć to zwykłe polecenie służbowe, które zazwyczaj są jawne. Co ciekawe, taki dokument mógł wydać szef Kancelarii Premiera. W czerwcu ekipa Kaczyńskiego zaprzeczała, że telefony są zagłuszane. Kilkanaście dni temu BOR przyznał, że taką decyzję wydało MSWiA. W czasie, gdy pielęgniarki przebywały na terenie Kancelarii Premiera, dowożono tam specjalistyczny sprzęt, by wzmocnić zagłuszanie, bo siostry wychylając się z okna, miały kontakt z koleżankami przed budynkiem. Jak ustalił RMF FM, sprowadzanie sprzętu i decyzje były podejmowane ustnie, podczas nieformalnych rozmów, a dopiero gdy pielęgniarki opuściły budynek, zadbano o to, by na całą operację był jakiś dokument.