- Dostaliśmy sygnał, że będzie lądowanie awaryjne. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Kazano nam przejrzeć instrukcję awaryjnego lądowania jeszcze raz. Wszystko to wyglądało jak zamazane, nikt nie mógł się skupić - mówiła jedna z pasażerek, z którą rozmawiał reporter RMF FM już na lotnisku w Warszawie. Jak dodała, chwile tuż przed lądowaniem były najgorsze. - W samolocie wszyscy byli bardzo cicho, oprócz płaczących dzieci. Ostatnie dwie minuty były dramatyczne, bo schodziliśmy bardzo szybko w dół. Załoga krzyczała: "pochyl się, head down"! - mówiła. - Obcy ludzie trzymali się za ręce, wszyscy się modliliśmy, wszyscy w tych ostatnich minutach myśleliśmy o Bogu, rodzinie - relacjonowała. - Powiem uczciwie - to była profesjonalna załoga, jaką miałem dzisiaj. Nie było kompletnie żadnej paniki A było naprawdę bardzo źle. Wszyscy dzisiaj bili brawo - mówił kolejny z pasażerów. Awaryjne lądowanie przez błąd czujnika LOT-owski samolot Boeing 787 Dreamliner, który leciał z Chicago do Warszawy musiał awaryjnie lądować w Glasgow. Powodem był błąd czujnika, który powiadamia o pożarze w luku bagażowym. Służby lotniskowe nie wykryły tam ani śladów ognia, ani zadymienia. Przewoźnik tłumaczy, że załoga decydując o awaryjnym lądowaniu działała zgodnie z procedurami. Zapewnia też, że pasażerów na lotnisku w Glasgow otoczono opieką. Samolot z Chicago miał wylądować w Warszawie o 12.50. Maszyna z pasażerami bezpiecznie znalazła się na lotnisku im. Chopina o godz 20:30. <a href="http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/krzysztof-zasada">Krzysztof Zasada</a>