W oświadczeniu zamieszczonym na stronie internetowej sądu sędzia podkreślił, że wypowiedzi m.in. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz informacje zawarte w komunikatach resortu sprawiedliwości, Prokuratury Krajowej, Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie oraz CBA odbiera jako personalny atak na siebie i "pretekst do przeprowadzenia kolejnego zamachu na niezależne sądownictwo". "Za niedopuszczalne i nieuprawnione uważam kwestionowanie przez ministra moich kwalifikacji zawodowych i moralnych" - dodał. Dymisja jest związana ze sprawą przywłaszczenia ponad 10 mln zł na szkodę SA w Krakowie. Wśród podejrzanych jest pięć osób: dyrektor SA Andrzej P., główna księgowa Marta K. i dyrektor Centrum Zakupów dla Sądownictwa Marcin B. oraz dwie osoby reprezentujące podmioty gospodarcze, które miały wykonywać fikcyjne usługi na rzecz sądu - Katarzyny N. i Jarosława T. Według prokuratury także prezes sądu mógł osiągnąć dzięki tym umowom, zawieranym z zewnętrznymi firmami, nawet kilkaset tysięcy zł. Jeszcze w piątek minister sprawiedliwości odsunął prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie od czynności służbowych i wystąpił do Krajowej Rady Sądownictwa o "pilną zgodę - jeszcze w dniu dzisiejszym" na odwołanie go z funkcji prezesa. "W związku z ustaleniami Prokuratora Regionalnego w Rzeszowie i Centralnego Biura Antykorupcyjnego, z których wynika, że prezes Sądu Apelacyjnego w Krakowie pan Krzysztof Sobierajski mógł dokonać czynów przestępczych, godzących w powagę sądu i istotne interesy służby oraz podważających społeczne zaufanie do całego wymiaru sprawiedliwości, Minister Sprawiedliwości Prokurator Generalny <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-zbigniew-ziobro,gsbi,1525" title="Zbigniew Ziobro" target="_blank">Zbigniew Ziobro</a> 16 grudnia 2016 r. zarządził natychmiastowe odsunięcie prezesa Krzysztofa Sobierajskiego od czynności służbowych" - głosił komunikat MS. Sam Ziobro w TVP powiedział, że prezes wiedział i nadzorował dyrektora sądu. "Taka wypowiedź jest całkowicie nieuprawniona" Sobierajski podkreślił w oświadczeniu, że taka wypowiedź jest całkowicie nieuprawniona. Nadmienił, że "prezes sądu nie posiada żadnych instrumentów prawnych do kontroli działalności dyrektora. (...) Ustawa prawo o ustroju sądów powszechnych rozdziela funkcję prezesa i dyrektora sądu, a nadzór nad dyrektorem sprawuje bezpośrednio Minister Sprawiedliwości" - napisał. Dodał, że "nie miał najmniejszego wpływu na to, z kim Sąd Apelacyjny w Krakowie podpisuje umowy". "Podpisywanie wszelkich umów w imieniu sądu leży w wyłącznej gestii dyrektora sądu. Po podpisaniu umowy o dzieło i jej realizacji nie miałem również wpływu ani możliwości sprawdzenia dalszych losów efektów mojej pracy" - zaznaczył. Podkreślił, że on sam od 25 lat szkoli sędziów, komorników, adwokatów i radców prawnych i aplikantów; sporządza też analizy i opracowania. Dodał, że wykonanie analiz i szkoleń zlecał mu dyrektor, wskazując firmę realizującą i finansującą konkretny program. "Całkowicie fałszywe są informacje o czerpaniu przeze mnie korzyści z takiego procederu"; nadmienił, że "nie było przypadku, by jakiekolwiek szkolenie nie zostało przeprowadzone, a zamówiona analiza nie powstała". Sędzia wskazał również, że finansową działalność SA w Krakowie kontrolowały również Urząd Kontroli Skarbowej i Najwyższa Izba Kontroli. Kontrole te - zaznaczył - nie wykazały nieprawidłowości. "Dyrektor sądu apelacyjnego był wielokrotnie nagradzany przez MS i jego praca była przez resort oceniana bardzo wysoko. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie miałem najmniejszych powodów podejrzewać dyrektora sądu o nieuczciwe praktyki" - dodał. CBA przeszukało m.in. biura i mieszkania prezesa SA. Według nieoficjalnych informacji, prokuratura ma dowody na to, że prezes podpisał ponad 20 umów o dzieło i zarobił co najmniej 56 tys. zł. Wskutek przeszukań znaleziono kolejne takie umowy. Jest ich w sumie ponad 120 na łączną kwotę blisko 1 mln zł. Z zeznań przesłuchanych osób wynika, że umowy - opiewające zwykle na 8 tys. zł - miały fikcyjny charakter. Według śledczych, prezes przyjmował pieniądze, ale nie wykonywał zleceń. Nie informował też ministra sprawiedliwości o tym, że podejmuje dodatkowe zarobkowe prace, mimo że miał taki obowiązek.