"Czy zdają sobie państwo sprawę, że statystycznie wszyscy (...) prawdopodobnie umrzemy pięć lat wcześniej niż nasi koledzy z Zachodniej Europy? Czy wiecie, że będziemy umierać w odrapanych, brzydkich, przestarzałych szpitalach, będziemy w nich karmieni niejadalnymi papkami, a co najgorsze: będziemy prosić, aby ktoś przybiegł nam z pomocą, uśmierzył ból, podał kubek z wodą, bo będzie brakować personelu medycznego. Będziemy czekali miesiące i lata na łóżko, badanie, operację" - rozpoczął Dybek, zwracając się do posłów. W środę po południu Sejm rozpoczął rozpatrywanie obywatelskiego projektu w sprawie minimalnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Projekt przygotowało Porozumienie Zawodów Medycznych (PZM) skupiające kilkanaście związków i organizacji zrzeszających pracowników służby zdrowia. Niewpuszczeni do Sejmu Jak mówił Dybek, dziś wszystkie zawody medyczne stoją w jednym szeregu, ich przedstawiciele przyjechali do Warszawy, aby protestować. Ci pracownicy - jak podkreślił - powinni przysłuchiwać się debacie, ale nie zostali wpuszczeni na galerię Sejmu. "Są przed Sejmem i proszę, żeby państwo po tych obradach do nich wyszli i porozmawiali z nimi" - zaapelował. Zwrócił uwagę, że w przyszłym roku wiek emerytalny osiągnie jedna trzecia naszych pielęgniarek. Nie lepiej, jak mówił, jest w przypadku lekarzy - średnia ich wieku to prawie 55 lat; gdyby nie wciąż pracujący emeryci, kolejki do lekarzy wydłużyłyby się dwukrotnie. "Macie państwo szansę być pierwszym rządem w historii Polski, który może odmienić oblicze polskiej medycyny" - mówił. Podkreślał, że obecnie pacjenci często muszą na świadczenie czekać w bardzo długich kolejkach, przykładowo kobieta chora na raka piersi na ostateczną diagnozę musi czekać nawet 37 tygodni. Dybek przypomniał, że zarówno prezes PiS Jarosław Kaczyński, jak i premier Beata Szydło zapewniali, że lekarze powinni dobrze zarabiać. Mówił też, że wiele nadziei pracownicy medyczni wiązali z objęciem urzędu ministra zdrowia przez Konstantego Radziwiłła, który wcześniej przez wiele apelował do kolejnych władz o zwiększenie finansowania służby zdrowia i podwyżki. "Doktor Radziwiłł odwrócił się od nas" "W momencie objęcia ministerstwa zdrowia pan doktor Konstanty Radziwiłł stał się politykiem, nie lekarzem. Niestety przemienił się w polityka pojmowanego pejoratywnie, odwrócił się od społeczeństwa medycznego i polskich pacjentów" - powiedział. Dybek przypominał, że pod projektem obywatelskim zebrano prawie ćwierć miliona podpisów. "Ten obywatelski projekt ma szansę być prawdziwie dobrą zmianą i głosowanie nad nim pokaże prawdziwe intencje rządu" - podkreślił. Powiedział, że pracownicy służby zdrowia apelują o uchwalenie projektu obywatelskiego oraz o stworzenie ponadpolitycznego zespołu, który w trzy miesiące przygotuje ustawę regulującą zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do 9 proc. PKB w ciągu 10 lat, przy czym 6,8 PKB ma być osiągnięte w ciągu 3 najbliższych lat. PZM chce także powołania zespołu ekspertów, który maksymalnie do końca kadencji przygotuje "projekt wielkiej reformy opartej na analizach, faktach, ekspertyzach, a nie na populizmie i demagogii" - mówił. Groźba strajku "Te trzy postulaty muszą być spełnione do końca września 2017 r. Jeśli do tego czasu te postulaty nie zostaną spełnione, to od 2 października w siedzibie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy rozpocznie się strajk, strajk głodowy pracowników ochrony zdrowia, głownie młodych lekarzy i fizjoterapeutów i innych zawodów medycznych oraz przekształcimy Porozumienie Zawodów Medycznych w komitet protestacyjny, który zacznie przygotowywać się do największego protestu, jaki polska ochrona zdrowia widziała" - powiedział. "Bez naszej pomocy i poświęcenia dziennie pomocy nie zaznają miliony polskich pacjentów, być może dojdzie do bardzo przykrych konsekwencji zdrowotnych, być może kolejki w szpitalach będą wychodziły na ulicę, nie będzie personelu w szpitalach i przychodniach i my, pracownicy medyczni, z góry wszystkich Polaków za to przepraszamy" - powiedział. Podkreślał, że medycy chcieliby uniknąć takiej sytuacji. "Będą na nas wieszać psy, obarczać i winić za wszystko, jeśli jednak tylko nasz bunt i sparaliżowana służba zdrowia ma przynieść długofalowe efekty dla wszystkich Polaków, to jesteśmy gotowi ponieść to upokorzenie, bo liczą się ludzie, a nie hasła wyborcze. I jeśli dojdzie do tych tragicznych sytuacji, to wtedy proszę przyjść do pani premier Beaty Szydło, do polityków, bo to oni są i będą odpowiedzialni. My już nie mamy sił, nie dajemy rady" - dodał.