Do awaryjnego lądowania doszło w Tatrach w styczniu 2003 roku, kiedy to podczas akcji ratowniczej zgasły oba silniki maszyny. Pilotowi zarzucano, że nie włączył systemu do odmrażania wlotów silnika. Dziś sąd w Nowym Sączu ostatecznie orzekł, że do zaprzestania pracy silników doszło na skutek okoliczności, za które oskarżony nie ponosi żadnej winy. Pilot wróci w Tatry. - Takie starania są prowadzone ze strony TOPR-u, żeby już 27 grudnia, w pierwszy dzień po świętach, śmigłowiec stanął w Tatrach - mówią TOPR-owcy. To właśnie po tym wypadku stwierdzono, że stosowane dotąd czarne skrzynki w polskich śmigłowcach są złe. Teraz wprowadzany jest nowy standard.