Taka sytuacja jest niezwykle rzadka, a prawdopodobieństwo jej wystąpienia niemal niemożliwe. Co się więc stało? Nad tym pytaniem głowią się również pracownicy Lotto, którzy w oficjalnym komunikacie piszą tak: "Dwie "szóstki", każda po 1 179 848,20 zł, padły w jednej kolekturze przy Placu Waryńskiego paw. 2 w Poznaniu. Na obu kuponach znalazły się zestawy tych samych sześciu wylosowanych wczoraj liczb: 1, 3, 9, 15, 17, 38. Dodajmy, że kupony zostały nabyte w różnych godzinach na własne liczby. Czyżby jeden z graczy chciał dwa razy dać szansę swoim ulubionym liczbom, czy może dwie osoby miały ten sam pomysł na szczęśliwą "szóstkę"? Tego nie wiemy, niemniej gratulujemy wygranych!" - czytamy. Tymczasem druga hipoteza głosi, że często w takich punktach, gdzieś z boku lub w koszu na śmieci, leżą wypełnione już przez innego gracza blankiety, które dopiero później pracownik kolektury zamienia w kupon. Być może ktoś wszedł do punktu, a np. na stoliku leżał taki wypełniony już blankiet. Gracz nie trudził się więc w wymyślanie swoich liczb, tylko sięgnął po gotowy zestaw. Jak się okazało, szczęśliwy. Oczywiście, to daleko idąca hipoteza, która nie musi mieć pokrycia w rzeczywistości.Co ważne, teoria o jednym graczu, który dwa razy zagrał tymi samymi liczbami, jest dość zastanawiająca. Mijałoby się to z celem, bo przecież wygrane się dzielą. Gdyby gracz obstawił tylko jeden kupon, mógłby liczyć na wygraną 2,3 mln zł. Dwa kupony to dwie wygrane po ponad 1 mln zł. Cztery kupony, to cztery wygrane po ok. 600 tys. zł itd. Wątpliwe więc, by ta sama osoba zagrała dwa razy tymi samymi liczbami.Jedno jest natomiast pewne. Wygrany z jednej strony musi mówić o wielkim szczęściu, bo trafienie "szóstki" w Lotto zdarza się niezwykle rzadko. Z drugiej pewnie trochę żałuje, że akurat tego samego dnia ktoś inny miał równie dużo szczęścia.