Z kolei Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha uznał, że decyzja rządu ws. wzrostu wysokości świadczenia pokazuje, że skuteczne są tylko ekstremalne formy protestu. W Sejmie od siedmiu dni trwa protest rodziców dzieci niepełnosprawnych, którzy domagają się m.in. podwyższenia świadczenia pielęgnacyjnego już teraz do poziomu płacy minimalnej, która w 2014 r. wynosi 1680 zł brutto (ok. 1300 zł netto). Zdaniem premiera Donalda Tuska obecnie taki wzrost nie jest możliwy. Rząd przyjął we wtorek uchwałę umożliwiającą podwyższenie świadczenia pielęgnacyjnego; wzrośnie ono od maja do 1000 zł, od 1 stycznia 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do 1300 zł netto. "Podwyżka jest konieczna" Podwyższenie świadczeń do 1300 zł netto od 1 stycznia 2016 r. to, zdaniem Owczarka, wszystko, co da się zrobić w sytuacji, gdy priorytetem rządu jest bilansowanie finansów publicznych. - Czy to jest wolno? Tak, to jest za wolno, natomiast na więcej polski rząd nie może sobie pozwolić - ocenił. Ekspert podkreślił, że świadczenia pielęgnacyjne dla niepełnosprawnych dzieci i ich opiekunów są obecnie w Polsce zbyt niskie. - Podwyżka jest konieczna. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jest tylko pytanie, o ile należy podwyższyć i w jakim czasie powinno to nastąpić - podkreślił. "Utrwala się w Polsce bardzo zła praktyka" Obecnie rodzice dzieci niepełnosprawnych, którzy zrezygnowali z pracy, otrzymują 820 zł netto. To - podkreślił Owczarek - poniżej minimum socjalnego i niewiele powyżej minimum egzystencyjnego. - Jeśli mamy do czynienia z rodzicem samotnie wychowującym niepełnosprawne dziecko, to taka rodzina de facto jest zepchnięta w biedę, żyjąc wyłącznie z takich świadczeń - zaznaczył. Zdaniem eksperta ISP propozycja podwyższenia świadczenia do poziomu płacy minimalnej byłaby czymś, co zostałoby zaakceptowane jako niezbędne minimum. Według Owczarka, właściwym rozwiązaniem byłoby związanie wysokości świadczenia z płacą minimalną, a nie ustalenie konkretnej jego kwoty. Jednak - jak zwrócił uwagę - w poczynaniach obecnego rządu widać "bardzo konsekwentną linię obcinania wydatków publicznych" na szeroko rozumianą politykę społeczną, połączoną ze zwiększaniem wpływów do budżetu państwa przez podatki. Z kolei Sadowski ocenił, że decyzja rządu to kolejny dowód, że skuteczne są tylko ekstremalne formy protestu. - Utrwala się w Polsce bardzo zła praktyka, że tylko strajkiem, okupacją, głodówką albo innymi ekstremalnymi formami można uzyskać wysłuchanie rządzących, bo w inny sposób nie wykazują jakiegokolwiek zainteresowania sprawami obywateli - powiedział Sadowski.