Polityk porównał scenę polityczną do sklepu. - Wydaje się, że są wszystkie towary - tłumaczył - ale gdy pojawi się coś nowego, w ładnym opakowaniu, to zdobywa nabywców. Przy okazji dorocznego opłatka samorządowców i działaczy wiejskich, skupionych wokół Sądeckiej Fundacji Rozwoju Wsi i Rolnictwa, jej prezes, Zygmunt Berdychowski, zorganizował dyskusję "25 lat po stanie wojennym". Zaprosił do niej Macieja Płażyńskiego, Jana Rokitę i Jerzego Buzka (ten ostatni przyjechał z b. wicepremierem Januszem Steinhoffem). Po Sądecczyźnie huknęła wiadomość, że zebrał się komitet organizacyjny nowej partii, brakuje tylko Kazimierza Marcinkiewicza. W dyskusji Płażyński wyraził obawę, że Donald Tusk wzmacnia lewą nogę i Platforma wpada w objęcia SLD, co Polsce nie wyjdzie na dobre. Buzek przestrzegał przed nadchodzącą generacją 30-letnich polityków, którzy pod płaszczykiem pragmatyzmu skrywają bezwzględny cynizm. Na pytanie z sali, czy powstanie nowa partia o profilu centroprawicowym, może samorządowym, Rokita udzielił wymijającej odpowiedzi. Mówił, że zapisywał się do PO z pobudek ideowych, i że obecnie ma zastrzeżenia do sposobu uprawiania polityki - tak przez braci Kaczyńskich, jak i Donalda Tuska. - Po obu stronach: i są mierni liderzy, z marnymi kwalifikacjami moralnymi i intelektualnymi - powiedział Rokita, zastrzegając, że nie musi to od razu oznaczać potrzeby przemeblowania sceny politycznej. - Mogą zadziałać wewnątrzpartyjne mechanizmy wymiany liderów, dodał. Jak dowiedziała się "Gazeta Krakowska", w połowie grudnia ub.r. w gabinecie wicemarszałka Płażyńskiego ok. 20 osób z dawnych AWS i SKL oraz z PO i PiS naradzało się nad powołaniem nowej partii politycznej. Zdecydowano się wysondować grunt pod nowe ugrupowanie. Następne spotkanie wyznaczono na styczeń. - Jasiek (Rokita) podejmie ostatnią próbę opanowania Platformy. Gdy mu się nie uda, to wychodzi z PO i dołącza do nas - zdradził jeden z uczestników spotkania. Duże nadzieje Płażyński i reszta wiążą z Kazimierzem Marcinkiewiczem, przodującym w rankingach popularności. Tymczasem były premier czeka na rozwiązanie swojej sytuacji. - Jeżeli nie zostanie prezesem PKO BP, to wraca do polityki, usłyszała "Krakowska".