Jak poinformował Mariusz Mrozek z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji, do tragedii doszło, gdy dzieckiem pod nieobecność rodziców (byli w pracy - przyp. red.) zajmowali się dziadkowie. Z ustaleń policjantów wynika, że najpierw poszli z dziewczynką na spacer. Gdy wrócili, wózek ze śpiącym dzieckiem zostawili przed domem. Przy dziewczynce był dziadek, w pewnym momencie jednak wszedł na chwilę do domu. - Gdy zauważył przez okno, że wózek jest wywrócony wybiegł. Okazało się, że pies - rottweiler zaciągnął dziecko do swojego kojca - dodał Mrozek. Dziadkowie wezwali pogotowie. Dziewczynkę przewieziono do szpitala; tam po półgodzinie zmarła. - Z relacji jej ojca i dziadka wynika, że pies miał być zamknięty w kojcu. Wyjaśniamy, w jaki sposób się wydostał, czy kojec był należycie zabezpieczony. Ustalamy, czy doszło do jakiegoś zaniedbania, czy był to nieszczęśliwy wypadek -podkreślił Mrozek. Rottweiler był w rodzinie od kilku lat. Według dziadka i ojca dziewczynki, pies był spokojny. - Do nas również nie docierały żadne sygnały np. od sąsiadów rodziny, aby pies zachowywał się wobec kogokolwiek agresywnie. W tej chwili został przewieziony do weterynarza na obserwacje - dodał Mrozek. Dziadkowie dziewczynki i jej rodzice są w szoku.