Jak powiedziała Grabowska, w Traktacie Lizbońskim, który obowiązuje od grudnia 2009 roku, "znajduje się art. 7, który przewiduje sankcje w przypadku zagrożenia w jakimś kraju unijnych wartości". - Wtedy większość państw może zadecydować nawet o zawieszeniu niektórych praw tego państwa, wraz z prawem głosowania w Radzie Unii Europejskiej - powiedziała była europosłanka, ekspert w zakresie prawa międzynarodowego. Wartości te wskazuje art. 2 Traktatu Lizbońskiego. Wśród nich wymienia się m.in. poszanowanie godności osoby ludzkiej i praw człowieka, wolności, demokracji, równości, a także poszanowanie państwa prawnego. Grabowska powiedziała, że "wszczęta procedura z prawnego punktu widzenia nie jest groźna dla Polski, bo do zastosowania art. 7 jest daleko". - Jednak cała ta sytuacja jest wizerunkowo dla nas niedobra, jest bardzo niedobra. Stawia państwo pod pręgierzem - dodała. "To jest początek procedury kontroli praworządności" Ekspertka przypomniała, że Komisja Europejska może realizować procedurę w trzech krokach. Pierwszy z nich polega na zapoznaniu się przez KE z sytuacją w kraju i przeprowadzeniu dialogu z polskimi władzami. - To jest początek tej procedury kontroli praworządności - dodała. - Polskie władze muszą być do tego dialogu dobrze przygotowane. Byłoby dobrze, gdyby prowadziły dialog ukierunkowany, a nie rozproszony - to znaczy, żeby za prowadzenie dialogu odpowiadała premier i resort spraw zagranicznych, żeby w kontaktach z KE nie było wielogłosu, który mógłby osłabić Polskę w tych rozmowach - powiedziała ekspert. Drugi krok, jeśli - jak zauważyła - w ogóle będzie potrzebny, przewiduje "rozmowy oraz wydanie przez KE rekomendacji dla Polski w tym zakresie". - Komisja Europejska ma po wspólnej dyskusji wydać komunikat dotyczący jej oceny stanu praworządności w Polsce, tzn. odpowiedzieć: czy w świetle informacji dostarczonych przez władze polskie wcześniejsze zarzuty i obawy się potwierdzają, czy też stają się bezprzedmiotowe - powiedziała ekspert. Po przedstawieniu wyników rozmów, KE ponownie podejmie stanowisko i sformułuje ewentualne rekomendacje. W przypadku trzeciego - ostatniego kroku, jeśli KE przedstawi rekomendacje - Polska powinna się do nich odnieść i stosować - dodała Grabowska. - Gdybyśmy odrzucili rekomendacje lub się z nich nie wywiązali, to dopiero wtedy KE może wszcząć procedurę, którą przewiduje art. 7, czyli prowadzącą do ograniczenia praw na forum UE - dodała. "Juncker chciał dać Polsce czas i uważam, że powinna go dostać" Grabowska powiedziała, że "ten mechanizm zapisany w art. 7, nie był używany od roku 2009". - Państwa członkowskie UE i jej organy nie chciały konfliktować się wewnętrznie. Nawet w sytuacji zagrożenia demokracji na Węgrzech uznano, że ten mechanizm, ta "siódemka" nie będzie stosowana, ale za to KE będzie się Węgrom bacznie przyglądała. Stąd powstał dla Komisji taki szczególny tryb oceny stanu zagrożenia dla unijnych wartości na poziomie państwa prawnego - powiedziała. - My nie wiemy, kiedy komisja uruchomi ten mechanizm i na jakich podstawach. Nie ma także prawnych czy proceduralnych przepisów dotyczących jak ten mechanizm się uruchamia. Czy komisja głosuje, czy nie głosuje - tu jest duża dowolność, co przy dzisiejszej decyzji wyszło - dodała. Zaznaczyła, że inicjatywa rozpoczęcia unijnej procedury państwa prawa, która nazywa się "mechanizmem kontroli praworządności" została ogłoszona po raz pierwszy. W jej ocenie "dygnitarze unijni powinni zdecydowanie łagodniej szermować tymi narzędziami, które mają, i używać ich tak, żeby osiągnąć cel, a nie żeby pokazać, który organ UE (Komisja czy Parlament) zrobi to szybciej, lepiej, a nawet - wbrew przewodniczącemu KE". - Do tej pory tego nie było. Przewodniczący KE Jean-Claude Juncker miał inne podejście (...), chciał dać Polsce czas i uważam, że powinna go dostać - zanim ta procedura będzie wszczęta, przynajmniej do momentu dyskusji w Parlamencie Europejskim. Ta dyskusja już za tydzień - dodała.