Szuladziński w środę na posiedzeniu zespołu zaprezentował całość swojego raportu, który podważa oficjalne przyczyny katastrofy. Opublikowany w ubiegłym roku raport komisji pod kierownictwem ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera wskazał m.in. na nieprawidłowości w pracy rosyjskich kontrolerów i w wyposażeniu lotniska jako elementy, które przyczyniły się do katastrofy. Szuladziński stwierdził w raporcie, że duża liczba odłamków samolotu i ich rozmieszczenie na znacznej przestrzeni wskazują, iż to nie mechaniczne uderzenie a wybuchy, były przyczyną katastrofy. Potwierdzać tę tezę mają - według niego - m.in. zdjęcia z miejsca katastrofy. To jest hipoteza - Podkreślam, że to jest hipoteza. Nie mamy zamiaru twierdzić, że to jest ostatnie słowo, także ze strony zespołu parlamentarnego, ale jest to jedyna całościowa hipoteza uwzględniająca wszystkie znane nam aspekty przebiegu wydarzeń - powiedział w środę szef zespołu Antoni Macierewicz (PiS). Ekspert zespołu uważa, że jeden z wybuchów miał miejsce na lewym skrzydle, a drugi miał nastąpić wewnątrz kadłuba powodując jego "gruntowne zniszczenie i rozczłonkowanie". - Samo lądowanie (czy upadek) w terenie zadrzewionym, wszystko jedno jak niekorzystne i pod jakim kątem, nie mogło w żadnym wypadku spowodować takiego rozczłonkowania konstrukcji, które zostało udokumentowane (...) Mechaniczne uderzenie w grunt, po częściowym wyhamowaniu przez drzewa, nie uzasadnia takiego rozczłonkowania konstrukcji - podkreślił w raporcie Szuladziński. Poddał on także w wątpliwość tezę zderzenia samolotu z brzozą. Jak podkreślił jest nikła szansa, żeby przy kolizji skrzydła z drzewem obydwa obiekty zostały złamane. Zaznaczył w raporcie, że jeśli drzewo zostało ścięte, to skrzydło powinno ocaleć. Macierewicz zapowiedział w środę, że przekaże raport eksperta zespołu do prokuratury.