Ratownicy wznowili akcję poszukiwawczą dziś o godz. 9 na tym samym odcinku, na którym pracowali w czwartek. To oznacza, że nurkowie, jeśli pozwoli na to <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tagi-pogoda,tId,93486" title="pogoda" target="_blank">pogoda</a>, jeszcze raz sprawdzą odcinek między zachodnim a wschodnim falochronem. W czwartek zakończyli akcję po godz. 15. Na miejscu pozostali policjanci, by z lądu patrolować linię brzegową. We wtorek po południu na plaży w Darłówku Zachodnim matka zgłosiła zaginięcie jej trojga dzieci, chłopców w wieku 14 i 13 lat oraz 11-letniej dziewczynki. Według policyjnych ustaleń, kobieta miała na chwilę spuścić je z oczu, wychodząc z najmłodszym dzieckiem do pobliskiej toalety. Jeszcze we wtorek ratownicy wyciągnęli z morza 14-latka. Reanimacja okazała się skuteczna, ale chłopiec nie przeżył kolejnego dnia - zmarł w szpitalu w Koszalinie. Dwojga zaginionych dzieci jeszcze nie udało się odnaleźć. Jak poinformowała w czwartek PAP pełniąca obowiązki prokuratora rejonowego w Koszalinie Alicja Kowal, wszczęte będzie śledztwo w kierunku narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia trójki dzieci przez osoby, na których ciążył obowiązek opieki nad nimi. Śledztwo dotyczyć będzie także nieumyślnego spowodowania śmierci jednego z dzieci. "Na tę chwilę potwierdzony jest zgon jednego dziecka, dwoje uznanych jest za zaginione" - wyjaśniła prokurator dodając, że oba czyny zagrożone są karą pozbawienia wolności do 5 lat. Prokurator Kowal powiedziała, że postępowanie prowadzone jest w sprawie, nikt nie usłyszał zarzutów. Kontynuowane są czynności mające na celu wyjaśnienie okoliczności zdarzenia. Wielu świadków już zostało przesłuchanych, w tym - jak poinformowała prokurator - rodzice dzieci. W Sulmierzycach w Wielkopolsce, z której pochodzi rodzina, piątek ogłoszono dniem żałoby w mieście.