Robert Mazurek: Dzień dobry, państwa i moim gościem jest poseł Solidarnej Polski w klubie PiS Tadeusz Cymański. Tadeusz Cymański: Dzień dobry państwu. Dziś nie tylko o Tłustym Czwartku, chociaż może od tego zaczniemy. Ile na dziś? Panie pośle, jakie ma pan plany wyczynowe? - O godz. 9 głosowanie w Sejmie. Jeszcze nic nie jadłem i coś czułem, że tutaj zawsze tak hojnie i szczodrze... Herbatę rano wypiłem, a zobaczę... ...a pączka dadzą. - A pączka dadzą. Na "krzywy..." Nie, nie, na "prosty" wszystko dali. Pan jest w zespole ds. nordic-walkingu, którego pan nie uprawia, ale może dzisiaj, żeby kalorie spalić? - Żadne "cuda nie wida". Trzeba tylko po prostu "MŻ" - mało jeść. Wie pan co, pan jest okropny, naprawdę. - Słuchacze radia RMF FM wiedzą o co chodzi - mrugnę i wszystko jasne... Chodzi o to, że i mnie pan przeraża, że co - mam nie jeść? - Bierzmy się razem! Zaraz się za to biorę. Żal panu Ryszarda Czarneckiego? Stracił wczoraj funkcję wiceszefa Parlamentu Europejskiego. - Może nie tyle żal, co bardziej jestem wkurzony, bo to strzał w kolanko. Tam są szczegóły bardzo ważne, bo to, co powiedział, to powiedział - każdy za siebie mówi - te słowa były ostre, oczywiście, i - myślę - były w kontekście. Natomiast to, że nie pozwolono mu zabrać głosu, i że zastosowano tak niewspółmierną karę. Dlaczego niewspółmierną? Może to jest właśnie dobry obyczaj, że jak ktoś przesadza w walce politycznej, obraża ludzi, to nie powinien zajmować eksponowanych stanowisk? - OK, tylko jest jedna kwestia - równe traktowanie. Możemy wygrzebać to, co mówili inni. Więc jeżeli chcą traktować Ryszarda Czarneckiego w ten sposób to niech się trzymają tej zasady. I każdy z tych grubych szych w Europarlamencie jeżeli coś chlapnie - w Niemczech, Hiszpanii czy gdzieś - to im też niech głowa leci, OK? Zgoda, tylko wie pan - to nie ja przecież decydowałem o tym, że Ryszard Czarnecki straci funkcję. Szczerze mówiąc spodziewałem się po panu trochę innej odpowiedzi, bo pan należy do tych niewielu posłów, którzy się miarkują. - To jest kwestia osobnej audycji, panie redaktorze, na temat słowa "przepraszam". Bo ja na jego miejscu, być może, tak sądzę... ale każdy człowiek... To jest sprawa osobista. Każdy ma inny temperament, i do przeprosin, wie pan... I jeżeli ktoś ma jeszcze silną osobowość i poczuje to, co poczuł Ryszard Czarnecki, no tak postanowił, tak się zachował - nie można o to mieć pretensji, ktoś mógłby być zachwycony. Pomimo tego, nie zmieniam zdania co do zachowani Marii Róży von Hohenstein i... Ha, ha, ha... - Dlaczego pan się śmieje z nazwiska? Ja nie śmieję się z nazwiska, tylko z takiego waszego uroczego zwyczaju, żeby wymieniać wszystkie... - Ale to ona sobie tego zażyczyła, nie mówię tego z perfidią. Nauczyłem się, to się chwalę. Dobrze, pani Róża Thun, ale zostawmy ją.. - Zostawmy Różę, zostawmy "von" i tak dalej... Gräfin von Thun and Hohenstein. - Więc jeżeli ona się zachowała tak, jak się zachowała, a on jest na ten temat wyczulony. Później, dla dobra sprawy czasami, to jest wyższa szkoła, że tak powiem, pilotażu. Panie pośle: trzeba było przeprosić czy nie? - Każdy ma swoje standardy. Czy pan by przeprosił? - Gdyby przeprosił, nikt by nie był zaskoczony. Ale pytam czy pan by przeprosił, gdy się pan zagalopował? - Bardzo możliwe, bo ja mam łatwość, byłem szkolony w rodzeństwie. Moja mama ćwiczyła nas do przeprosin i mam to we krwi. I przepraszam - może za często. Ale może należałoby tak jakoś z tego dobrą naukę odebrać, czyli może to polityków powinno otrzeźwić, może zaczęlibyście się troszkę mniej obrażać. Przepraszam za taką naiwność, ale akurat w tym przypadku... - Może przerwę ten fragment elegancki w formie konkluzji - panie redaktorze, jest bardzo dramatyczna i bardzo mała obecność słowa "przepraszam" w ogóle w polskiej polityce. Panie pośle, 28 października przypadają imieniny Tadeusza. Pan wtedy obchodzi? - Raz w roku. No ja wiem, że raz w roku. - Mój święty. Pozdrawiam wszystkich Tadeuszy w Polsce, którzy słuchają. Orędownik od spraw trudnych i beznadziejnych. Jak tu mam trudną sytuację w radiu RMF, on nade mną tu jest, i on mi pomaga mówić. Święty Juda Tadeuszu - pomóż mi! Ostry redaktor Mazurek. Proszę, są pączki - słodki a nie ostry. - Te pączki to pan daje, żeby tylko osłabić moją czujność! Rewolucyjną... ale ja chciałem spytać serio. Kiedyś politycy mimo różnic partyjnych, mimo różnic klubów i tak dalej, potrafili się jakoś nie obrażać, potrafili ze sobą... - O tak. Jestem stary wiarus, ma pan rację. Niestety. A to się zmieniło? - Na gorsze. Pan teraz ma jeszcze jakichś znajomych z innych partii? - Mam. Jeszcze jesteście na "ty" i idziecie na piwo? - Dlatego, że zrywałem mosty, ale nigdy ich nie paliłem i każdy kto w tej chwili nawet z byłych kolegów z różnych partii, uważam że to nie jest tak, że my tutaj gadamy, a później pijemy wódkę - to nieprawda. Natomiast można ocalić te relacje osobiste. Zawsze, nawet z największym przeciwnikiem politycznym więcej mnie łączy, niż dzieli. Tego się trzymam i uważam, że to jest prawda. Nawet z tymi, którzy mnie nie lubią i słuchają jak ja teraz mówię w RMF, to też mnie więcej z nimi łączy. Dlatego, że musimy patrzeć na to, co nas łączy, a nie dzieli. A co łączy Daniela Obajtka z Orlenem? Jakiego rodzaju kompetencje sprawiły, że były wójt Pcimia zostaje szefem Orlenu? - W pana eleganckich słowach pobrzmiewa nuta ironii. Jakiej ironii? - Pan taki jest, dobry pan jest dziennikarz, dlatego tylu pana słucha. Bez ironii. - OK, ale tak to działa. Szpileczkę trzeba wbić, proszę pana. Panie redaktorze, drodzy państwo, uważam, miałem okazję rozmawiać kilkukrotnie, to za mało, żeby poznać człowieka, ale uważam, że jest bardzo zdolny, bardzo sprawny menedżer, kariera jest oszałamiająca. Tak to prawda - dzięki "dobrej zmianie" Pcim... - Pozdrawiamy Pcim. Bo to z Pcimia, to takie maleńkie. Ja jestem z Nowego Stawu i też proszę pana jestem w RMF-ie. A jestem z Nowego Stawu. Pcim akurat jest całkiem sporą, zamożną wsią i ja tam byłem, tam jest bardzo ładnie. - Ale czuje pan bluesa, jak się mówi: "Wójt Pcimia prezesem Orlenu". No co to jest? Ja o bluesie się nie będę wypowiadał... - Jak to możliwe, że taki wójt z Pcimia... Nie, nie, nie. Panie pośle, zanim pan zacznie sobie żartować tutaj i mówić o Pcimiu, to powiedzmy naszym słuchaczom tak: człowiek był wójtem Pcimia jeszcze do 2016 roku, przyszła "dobra zmiana" i w ciągu 2 lat został najpierw szefem jednej z agencji rolnych, później szefem Energi, a teraz jest szefem Orlenu. Mówimy o człowieku... - Gdyby był prezydentem Torunia, to by tak to nie wyglądało źle. Nie, nieprawda, nie o to chodzi. Chodzi o to, że człowiek, który zaocznie skończył ochronę środowiska w prywatnej szkole w Radomiu, w tej chwili dostaje największą spółkę paliwową w tej części Europy. Kim będzie później? Szefem Banku Zbożowego jak Nikodem Dyzma? - Status naukowy jest bardzo ważny i uważam, że co do zasady tak. A Ewa Bugała - dziennikarka "Wiadomości", która zostaje dyrektorem i rzecznikiem w Orlenie? - Ale niech pan też powie do jakich spraw. Do spraw komunikacyjnych. - Tak jest. To jest bardzo ważne. Czyli należy się, tak? - Gdyby została szefem produkcji, to bym się zdziwił. Natomiast jest dziennikarką, też jest uważam zdolna. Ja podkreślam wagę talentu i umiejętności. I uważam, że żeby ocenić daną decyzję personalną trzeba dać chwilę czasu, żeby dana osoba się albo skompromitowała, albo się wykazała. To ja panu przypomnę, że jak (Igor) Ostachowicz zostawał, owszem, wiceprezesem w Orlenie, to jakoś nie chcieliście dać mu czasu. Mówiliście, że to skandal. - To prawda, nie będę zaprzeczał. Czyli jak? Jak Ostachowicz od Tuska idzie do Orlenu, to idzie po to, żeby sobie zarobić, żeby się nakraść. A wy to nie... Wy to po to, żeby Polsce służyć. - Ale, panie redaktorze, może to jest historia w rodzaju "przyganiał kocioł garnkowi". Proszę łaskawie pozwolić nam również być takimi, jakimi jesteśmy w prawdzie. Ja nie będę udawał tutaj.