Wiadomo, mamy kampanię wyborczą, w takiej sytuacji partie będą musiały zająć stanowisko. I może być jak z tym 500+. Jedni je wprowadzili, a drudzy, żeby nie wyjść na złych ludzi, już ogłosili, że jak dojdą do władzy, to tej zdobyczy ludu nie ruszą. Ale nie chcę tu się wymądrzać, sprawa i tak w najbliższych dniach się rozwiąże. Na poziomie ZNP, bo przecież nie na poziomie rządu, i partii rządzącej... Bo tu jest główny kłopot... Nie mam złudzeń, PiS traktuje oświatę fatalnie, patrzy na nią z punktu widzenia parafialnej salki, nic szerzej. Minister Zalewska, która zlikwidowała gimnazja, i odpowiada za bałagan w oświacie, w nagrodę dostała miejsce biorące w wyborach do <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-parlament-europejski,gsbi,37" title="Parlamentu Europejskiego" target="_blank">Parlamentu Europejskiego</a>. A jej następca? Bez złudzeń, panowie. Dariusz Piontkowski to lider PiS-u na Podlasiu, nauczyciel historii z Białegostoku (Jezu, jak to brzmi...). To wstyd być pesymistą w słoneczne dni, ale, z ręką na sercu, zbyt wiele po nim się nie spodziewam... Zwłaszcza, że <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jaroslaw-kaczynski,gsbi,3" title="Jarosław Kaczyński" target="_blank">Jarosław Kaczyński</a> już ogłosił, że szkoła powinna także rozwijać młodzież w sferze duchowości... Spodziewajmy się więc więcej lekcji religii, patriotycznych akademii i wycieczek, konkursów o życiu Lecha Kaczyńskiego. Wzór wychowania z pierwszej połowy wieku XX wraca właśnie do łask. Konsekwencje tego będą na pokolenia. Pisałem o tym wiosną, więc tylko powtórzę - siła narodu, siła państwa zależy głównie do tego, jak bardzo ma wykształconych obywateli, co może dać światu. Przykładów na potwierdzenie tej tezy jest aż nadto. Żydzi, maleńki naród, to liderzy jeśli chodzi o laureatów nagród Nobla, no i wpływy w świecie. Ale tam przez stulecia był obowiązek nauczania dzieci czytania, pisania i liczenia. Tak to się zaczęło. Chińczycy - w czasach rewolucji kulturalnej inteligenci w ChRL mieli status najniższej, dziewiątej, "śmierdzącej" kategorii. Wysyłano ich na wieś, by orząc, pasąc krowy, karmiąc świnie, nasiąkali odpowiednimi cnotami. Bo wykształcone elity są wysferzone, a lud wie lepiej. Odwrócił to Deng Xiaoping, głosząc, że trzeba zmienić status intelektualistów na pierwszą kategorię. Tym samym powrócono do starej konfucjańskiej zasady: "planujesz na rok, sadź ryż. Planujesz na 10 lat, posadź drzewo. Planujesz na 100 lat i następne pokolenia - kształć dzieci". I <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-chiny,gsbi,4231" title="Chiny" target="_blank">Chiny</a> kształcą. I u siebie, bo stać ich już na ściąganie na wykłady profesorów z najlepszych amerykańskich uczelni, i za granicą. W latach 1979-2015 studiowało na Zachodzie 3,5 mln młodych Chińczyków. Z czego 1,8 mln wróciło do kraju. Chińska fala na amerykańskich uniwersytetach jest jak tsunami. Według departamentu handlu USA, chińscy studenci płacą czesne o wartości ocenianej na 12 miliardów dolarów rocznie. Nie tak dawno zresztą głośno było o incydencie na Uniwersytecie Duke w Karolinie Północnej. Otóż, jedna z wykładowczyń studiów magisterskich w zakresie biostatyki zwróciła uwagę studentom, żeby na zajęciach nie rozmawiali między sobą po chińsku. Po takim upomnieniu wybuchła afera, i posypały się dymisje. A na zakończenie dodajmy, że 36 na 54 studentów biostatystyki, oraz 10 na 50 wykładowców Duke to osoby narodowości chińskiej. Więc nie dziwmy się, że Chiny to już nie są tanie podróbki, tylko eksploracja kosmosu, technologia 5G, sztuczna inteligencja itd. Wspominam Żydów i Chińczyków, choć mógłbym wskazać na Niemców, na Skandynawów, na cały świat zachodni. Rewolucja cyfrowa, której doświadczamy, postawiła na pierwszym miejscu sprawę wykształcenia. To decyduje. Z tego punktu widzenia nauczyciele powinni być traktowani jako grupa oficerów, która przygotowuje młode kadry do walki o znaczenie i miejsce Polski w świecie. Nauczyciele powinni więc być szczególnie cenieni. A jak jest? Wiosenny strajk to pokazał - są poniżani, obrażani. Myślę, że wielu z nich wciąż dźwięczą w uszach chamskie odzywki polityków PiS, czy internetowy hejt. Minister od edukacji, Dariusz Piontkowski miał kilka miesięcy, by to zmienić - tymczasem słyszę go, jak opowiada, że jest świetnie, że do puli zarobków pracowników edukacji wrzucony zostanie kolejny miliard zł, i co oni chcą. Słuchając go, zastanawiam się, czy on uważa nauczycieli za ludzi niedouczonych, którym można powiedzieć byle co, aby z zapałem, czy też sam po prostu taki jest. Przecież rzeczywistość wygląda tak, że nauczyciel na starcie dostaje 2782 zł brutto. Na rękę to jest 2 tys. zł z małym kawałkiem. Kogo się tymi kokosami skusi? Więc nie dziwmy się, że skoro państwo tę grupę lekceważy, to oni wybierają własną drogę. Dyrektorzy większości szkół średnich otwarcie mówią, że nauczyciele zwalniają się z pracy, że są coraz większe braki kadrowe. Brakuje 7 tys. nauczycieli. Głównie matematyki, informatyki, fizyki, angielskiego. Oto więc druga strona medalu - władza, owszem, może ignorować nauczycieli, może z nimi nie rozmawiać i ich obrażać. Może z nimi wygrywać strajki. Może krzyczeć - jak wam się nie podoba, to na kasę do Biedronki! A efekt jest taki, że ci obrażani po prostu sobie idą, poziom nauczania spada, i w światowej rywalizacji potencjał Polski maleje. A także szanse Polaków na lepsze życie i lepsze zarobki. I to jest wina rządzących. Rozpowszechniające się nieuctwo ma także wpływ na nasze życie codzienne, na poziom politycznej debaty. Ona już w zasadzie nie istnieje, zastąpiły ją hejterskie bluzgi, lub rewelacje typu Czarnobyl w Warszawie (to znany intelektualista Mark Suski), albo opowiadanie, że Wisła płynie z północy na południe. Emocje zamiast rozumu, jakieś inscenizacje. Ale daleko w ten sposób się nie zajedzie...