Jako pierwsi pojawili się hejterzy. Oni istnieli zawsze, ale w czasach przedinternetowych byli mało widoczni, działali może nie w podziemiach, ale raczej w publicznych toaletach, gdzie na ścianach mogli wypisywać różne rzeczy. Teraz, korzystając z anonimowości (a przynajmniej tak im się wydaje), mają pole do popisu. Jako człowiek piszący pod nazwiskiem, działający z otwartą przyłbicą, mam do nich stosunek pogardliwy, nie pochylam się nad ich twórczością, ale to rzecz trzeciorzędna, mało ważna. Ważniejsze bowiem jest co innego - oto zaraz po pierwszych niemiłych dla prezydenta komentarzach odezwali się politycy i publicyści PiS-u, pełni oburzenia i zgorszenia. Że to ich polityczni wrogowie sięgają do tak niegodnych metod, że pokazują swoją prawdziwą twarz. Sorry, drodzy PiS-owcy, ale właśnie straciliście okazję, by siedzieć cicho. Tak się bowiem składa, że przez lata cały hejt był waszą i waszych sympatyków specjalnością. Inni, nawet jeśli się starali, do pięt wam nie dorastali - Komorowski był dla was Komoruskim, WSI-okiem i Bulem, Kwaśniewski - pijakiem, Filipińczykiem i komuchem, Wałęsa - Bolkiem itd. Pokażcie mi opozycyjną formację, choć jedną, o której nie mówilibyście obraźliwie, której nie odmawialibyście prawa do polskości. Hodowaliście przez lata polski hejt, jak hoduje się pokrzywy czy barszcz Sosnowskiego za domem - pożytku nie ma, ale może kogoś poparzy. Więc teraz uderzyło w was. Po hejterach mogliśmy zapoznać się ze zwolennikami zamachu. Że samochodowy incydent to nie przypadek, że to był zamach, już takie sytuacje w Polsce się zdarzały (prezes <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-nik,gsbi,25" title="NIK" target="_blank">NIK</a> Walerian Pańko), że w zasadzie trzeba tylko ustalić, kto za tym stał. Byli funkcjonariusze związani ze starym układem? Tusk? Rosjanie? A może wszyscy razem? Początkowo sądziłem, że zamachowe teorie to dzieło niewielkiej grupki, trochę sensatów, trochę żartownisiów, ale rychło okazało się, że to dużo szersze grono. Że powstają natychmiast piętrowe uzasadnienia - że nowa władza łamie dotychczasowe układy, narusza interesy potężnych grup, więc układ się broni, nie przebierając w środkach. Hm... Między nami mówiąc, specjalnie tego łamania dotychczasowych układów ze strony PiS nie zauważyłem, widzę raczej niepohamowany run na posady, moszczenie się w nich, licytowanie się na pensje, samochody służbowe, sekretarki itd. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jadwiga-staniszkis,gsbi,4374" title="Jadwiga Staniszkis" target="_blank">Jadwiga Staniszkis</a> już to nazwała - że PiS-em nie rządzi Kaczyński, ale żądna posad masa. I teraz masa się urządza, pokrzykując na innych i opowiadając, jakie to spiski przeciwko niej są zawiązywane, jakie kłody pod nogi są rzucane. Co tu się rozwodzić, te okrzyki raczej brałem za próbę legitymizacji nowej rzeczywistości - że poprzednicy, ci z PO i PSL, byli niegodziwi, więc trzeba było ich wygonić, a ci nowi są nieludzko atakowani, więc jest im trudno, nie wymagajmy od nich za wiele. Ale dziś widzę, że to wszystkiego nie wyjaśnia. Bo wsłuchajmy się w ton! On z głębszych pokładów się wydobywa. Jest w polskiej historii nurt, silnie zakorzeniony, sławienia klęsk, porażek, i tłumaczących je spiskami sąsiadów, zdradami wewnętrznymi. Że wszyscy na nas czyhają i źle nam życzą. I dlatego tak niewiele nam się udaje. No, poza mszami za ojczyznę... Co ciekawe, jednym z największych krytyków tego nurtu był Roman Dmowski, on budował swoją narodową demokrację w kontrze do tej filozofii klęski, w kontrze do zgody na tę gnuśność. Ale odłóżmy Dmowskiego na bok, on dziś inaczej jest rozumiany. Ważniejsza jest dzisiejsza siła tego nurtu spisków i klęsk. Jego renesans. Oto najważniejsze wydarzenia II wojny światowej to Katyń i Powstanie Warszawskie, czyli wielka nieprawość i zdrada, i wielka klęska. Potem mamy żołnierzy wyklętych, czyli tych, którzy woleli zginąć niż się ugiąć, oni są ważniejsi niż ci, co Polskę odbudowywali, potem jest stan wojenny, który zniszczył "Solidarność", następnie 4 czerwca Jana Olszewskiego i wreszcie 10 kwietnia 2010, czyli "zamach w Smoleńsku". No a teraz Duda... A jak to wygląda w polityce zagranicznej? Proszę bardzo - pakt Ribbentrop-Mołotow, Jałta, zdrada Churchilla i Roosevelta, a teraz przyszedł czas na kondominium rosyjsko-niemieckie, no i Komisję Wenecką, która w tym tygodniu ma ogłosić swoją opinię o tym, jak PiS postępuje z Trybunałem Stanu. Wiadomo już, będzie ona dla prezydenta i dla rządu miażdżąca, i wiadomo też, jak PiS będzie odpowiadał. "Jest wielki atak na nasz rząd, na naszą władzę, są próby jej spętania, doprowadzenia do tego, żeby nie mogła nic zdziałać" - taką już zdążył podać interpretację tego przyszłego wydarzenia Jarosław Kaczyński. I dalej: "Próby te są podejmowane w Polsce, ale niestety podejmowane także z zewnątrz. My musimy się temu przeciwstawić, bo dzisiaj pewne sprawy, wydawałoby się zupełnie wewnątrzpolskie, choćby takie jak sprawa Trybunału Konstytucyjnego, stały się w gruncie rzeczy kwestią tego, czy Polska jest krajem suwerennym". Oto odpowiedź na paru poziomach. Na tym pierwszym, politycznym, naczelnik państwa odpowiada językiem PRL-u, że oto wraże, zachodnie siły ingerują w sprawy wewnętrzne socjalistycznej ojczyzny. Ale przecież ten przekaz jest głębszy, sięga do tradycji widzącej wszędzie zdrady i próby spętania Polski. Nie mam złudzeń - po awanturze o Komisję Wenecką, że sterowana jest ona przez wrogów Polski, nawet tych z USA, i inspirowana przez rodzimych zdrajców, będziemy mieli kolejne. Oczywiście, w innych sprawach, ale zawsze będzie to podlane bogoojczyźnianym sosem, że my to naród, a oni to gorszy sort. I że musimy być czujni, i zdać kolejną próbę. I tak dalej. I tych, którzy w to uwierzą, brakować nie będzie.