Do wydarzeń będących przedmiotem śledztwa doszło w nocy z środy na czwartek w Wałbrzychu (Dolnośląskie). Jak powiedział w piątek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy Tomasz Orepuk, 34-letni mężczyzna ukradł ze stacji benzynowej kanapki, a następnie idąc ulicą, uszkodził kilka zaparkowanych samochodów. Później, około godziny 4 rano, zaatakował przypadkowo spotkanego mężczyznę, zabierając mu portfel i telefon komórkowy. Ten powiadomił o zdarzeniu policję i wskazał miejsce, gdzie udał się napastnik. "Podczas interwencji 34-latek był bardzo pobudzony, agresywny i nadnaturalnie silny. Policjanci mieli problem z obezwładnieniem go i wezwali posiłki. W trackie obezwładniania założono mężczyźnie kajdanki, wówczas zaczął się dławić i wymiotować" - mówił prok. Orepuk. Policjanci rozpoczęli reanimację mężczyzny, którą kontynuowało wezwane na miejsce pogotowie. Mimo tego 34-latek zmarł. "Nie ma dowodów przeciwko policjantom" Prokurator przekazał, że śledztwo wszczęte przez Prokuraturę Rejonową we Wałbrzychu prowadzone jest ws. nieumyślonego spowodowania śmierci 34-latka w związku z interwencją policji. "Jest ono prowadzone również pod kątem ewentualnego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy; jednak trzeba zaznaczyć, że na chwilę obecną nie ma żądnych dowodów świadczących o tym, że policjanci zachowali się nieprawidłowo" - mówił prokurator. Mężczyzna był pod wpływem narkotyków? Dodał, że w ramach śledztwa przeszukano mieszkanie zmarłego mężczyzny. "Znaleziono tam woreczek z białą substancją, która zostanie zbadana" - mówił prokurator. Dodał, że przeprowadzona zostanie również sekcja zwłok mężczyzny - w tym badanie histopatologiczne i toksykologiczne. "Sekcja wyjaśni, czy był on pod wpływem środków odurzających" - powiedział prok. Orepuk.