NFZ nie ocenił zasadności decyzji o odesłaniu chłopca. Skontrolował jedynie pracę oddziału neurochirurgii oraz Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. W pierwszym przypadku stwierdzono drobne uchybienia w dokumentacji. Na SOR-ze brakowało natomiast specjalistów.- Decyzja o odesłaniu chłopca jest decyzją lekarzy. To nie my oceniamy, czy została podjęta słusznie. Nie zajmowaliśmy się tym, jak przebiegało leczenie chłopca - przyznaje Wioletta Niemiec, dyrektor wrocławskiego oddziału NFZ. Szpital nie czuje się winny - W szpitalu nie złamano wewnętrznych procedur. Problem tkwi w systemie ratownictwa na Dolnym Śląsku. W regionie brakuje centrum urazowego przeznaczonego tylko dla dzieci - uważa profesor Romuald Zdrojowy, prorektor do spraw Klinicznych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. W czasie specjalnej konferencji prasowej lekarze podkreślali również, że stan chłopca był bardzo ciężki i nawet, gdyby zostało przyjęte do placówki, szanse na jego uratowanie były bardzo małe. Chłopiec był już w stanie śmierci klinicznej. W czasie transportu trzykrotnie doszło do zatrzymania akcji serca. Dyrekcja szpitala nie ocenia decyzji lekarzy, którzy odesłali chłopca. - Tym wątkiem zajmuje się prokuratura i musimy poczekać na wynik śledztwa - przyznaje Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Lekarze stracili jednak pracę. Pobrotyn tłumaczy, że w szpitalu obowiązywała zasada przyjmowania każdego pacjenta. Tym razem tak się nie stało. Szpital wyciąga wnioski Szpital zapewnia, że usprawnił pracę SOR-u. Zatrudniono dodatkowych lekarzy. - Dziś każde dziecko po wypadku, które trafi do placówki zostanie przyjęte - zapewnia Pobrotyn. USK złożyło również propozycję utworzenia kliniki chirurgii dziecięcej. Bartek Paulus