Christine i Colin Weir - oboje emerytowani - przyznali, że sprawdzali wielokrotnie, czy rzeczywiście podane w telewizji i internecie numery to ich własne i spędzili w ten sposób bezsenną noc, zanim mogli zadzwonić do organizatora loterii. Wśród marzeń, które się teraz spełnią państwu Weir są podróże, drugi, może i trzeci dom, urządzenie życia dwojgu dzieciom, pomoc dalszym krewnym. Ale jak powiedzieli, poważnie myślą o wsparciu jakiejś dobrej sprawy: "bardzo łatwo byłoby zarzucić ludzi pieniędzmi, ale trzeba wiedzieć, jak najbardziej efektywnie uczynić jak najwięcej dobrego."