Matka małego Szkota próbowała walczyć telefonicznie z biurokracją, tłumacząc policji, że zaszła pomyłka. Jej wyjaśnienia za każdym razem brano jednak za wykręt. Zdesperowana w końcu postanowiła stawić się na sali sądowej, oczywiście z synem. Kiedy rzekomy pirat drogowy stanął przed prokuratorem podtrzymywany szelkach, sędziowie omal nie pospadali z krzeseł. Okazało się, że w lipcu imię i nazwisko dziecka podał zatrzymany prze policję kierowca. Mężczyzna jechał zbyt szybko. Po wprowadzeniu danych do komputera policjanci znaleźli jednego tylko "osobnika", który odpowiadał podanym personaliom. To, że miał niewiele ponad rok i nadal nosił pieluchy, nie wzbudziło u nich żadnych podejrzeń. Ostatecznie mały Jack nie będzie musiał płacić kary. Sprawa pirata drogowego została umorzona, a 200-funtowy mandat potargany.