Przy wigilijnych stołach mogliśmy zaobserwować charakterystyczne zjawisko przetaczające się przez polskie społeczeństwo od ściany wschodniej do zachodniej: rządy PiS tak mocno polaryzują, że Polacy wręcz czują się w obowiązku, by zapisać się do jednego lub drugiego plemienia: zwolenników lub przeciwników władzy. Sztandarowe "wszyscy politycy to złodzieje" coraz częściej zastępują pełne grozy historie o przestępstwach popełnianych przez PiS lub "kodziarzy" - w zależności od opcji. Coraz intensywniej kruszeje frakcja siedzących okrakiem na barykadzie. Pierwszy z brzegu przykład - kryzys sejmowy. W dwóch rywalizujących narracjach jest on albo zamachem władzy na demokrację, albo warcholstwem opozycji (a ostatnio - puczem). Tertium non datur. Poniższy ranking mogą państwo potraktować jako pewnie jedną z ostatnich prób opowiadania o polskiej polityce z wyłączeniem retoryki plemiennej. I proszę nie sugerować się liczebnością przedstawicieli obozu rządzącego w rubryce antybohaterów - siłą rzeczy władza podlega najsurowszemu osądowi, niezależnie od tego, kto ją sprawuje. Bohaterowie: Mateusz Morawiecki (rząd) - konsekwencja, z jaką wicepremier, minister rozwoju i minister finansów poszerza swoją władzę, musi imponować. Dziś jest de facto "drugim po naczelniku". Czekamy na realizację slajdów. Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna) - nie daje się sprowadzić do poziomu wymiany inwektyw, w swoich wypowiedziach do bólu merytoryczna, klarowna, precyzyjna. Jak na matematyczkę przystało. Piotr Apel (Kukiz'15) - podnosił sprawę umowy CETA, "zanim to było modne", wnikliwie zgłębiał i nagłaśniał temat, konsekwentnie wiercił dziurę w brzuchu rządzących; na marginesie i poza konkursem - poseł Apel to jeden z najsympatyczniejszych parlamentarzystów. Małgorzata Wassermann (PiS) - komisja śledcza ds. Amber Gold pod przewodnictwem posłanki PiS miała być politycznym polowaniem na Donalda Tuska, jednak już teraz widać, że jest czymś więcej. Ujawnienie skali zaniedbań i odsłanianie kolejnych elementów systemu, który przyczynił się do bezkarności Marcina P., to w dużej mierze zasługa świetnie przygotowanej Wassermann. Piotr Liroy-Marzec (Kukiz'15) i Tomasz Kalita (SLD) - za niestrudzoną walkę o dostępność medycznej marihuany; Liroy miał ośmieszyć ten Sejm i rzeczywiście ośmieszył, ale w pozytywnym dla niego znaczeniu. Borys Budka (PO) - w sprawie Trybunału Konstytucyjnego ostry jak brzytwa, ale jednocześnie trzymający się mocno argumentów prawnych; w niemrawej PO to on wyrósł na gwiazdę. Anna Streżyńska (rząd) - każdy, kto z nią rozmawia, jest pod wrażeniem jej wiedzy i zapału. Minister cyfryzacji to tytan pracy. Nieśmiało chwalona również przez opozycję. Choć wiemy skądinąd, że poglądy ma wyraziste, jest kompletnie niezainteresowana bieżącą "nawalanką" polityczną. Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL) - gdy fruwają obelgi, lider PSL zawsze przypomina, co jest istotą sprawy. Przygotowany, wyważony, a czasem i pomysłowy. Partia Razem - za pokazanie "leśnym dziadkom" z SLD, że obrona praw pracowniczych oznacza czasem ruszenie o 5 rano na protest pod fabryką w zapomnianej przez Boga mieścinie. Antybohaterowie: Marek Kuchciński (PiS) - twarz "pakietu demokratycznego". PiS w opozycji skarżył się na styl prowadzenia obrad przez Stefana Niesiołowskiego, dziś Kuchciński zachowuje się jeszcze gorzej. Posła Szczerbę wykluczył z obrad, bo go - jak mówią - nie lubi. Opozycji z lubością wyłącza mikrofon, ale gdy czas przekracza poseł Kaczyński, może mówić, ile chce. Priorytetem posiedzeń staje się przepychanie ustaw przy jak najmniejszej dyskusji. Zarzuca mu się, że jednoosobowo wywołał wciąż trwający kryzys sejmowy. W Sali Kolumnowej, gdzie głosowano budżet, nie zorientował się, że nie ma dwojga powołanych przez niego sekretarzy. Prawdopodobnie najgorszy marszałek Sejmu w III RP. Grzegorz Schetyna (PO) - lider największej partii opozycyjnej (parlamentarnie patrząc, nie sondażowo) od kiedy niespodziewanie ogłosił zwrot w prawo, nie zaproponował żadnej spójnej wizji, żadnego programu czy chociaż intrygującego hasła. Wystarcza mu bycie anty-PiS. Jednak w byciu "antypisem" brakuje Schetynie charyzmy i zdolności retorycznych. Czasem trzeba wyjść na mównicę i odwinąć się błyskotliwą, trafiającą w punkt ripostą, pokazywaną nawet w "Wiadomościach". On tego nie potrafi. Ewa Kopacz (PO) - Donald Tusk wyrządził jej krzywdę, czyniąc z niej swojego następcę. Była słabym ministrem zdrowia, słabym premierem, przegrała wybory, a dziś nie sprawdza się nawet jako pierwsza wiceprzewodnicząca partii. Chęci wielkie, ambicje pewnie też, ale talentów politycznych brak. Krystyna Pawłowicz (PiS) - gdy komentarz z internetu zostaje posłem... działalność publiczna profesor Pawłowicz sprowadza się dziś do absurdalnego, nienawistnego strumienia świadomości, niejednokrotnie z pominięciem jakichkolwiek elementów rzeczywistości. Jan Szyszko (rząd) - czy minister środowiska zrobił cokolwiek DLA środowiska? Minister od wycinek i odstrzałów, przyjaciel myśliwych nie tylko wśród ekologów uchodzi za wroga natury. Od drzew ważniejsza dla niego jest sprzedaż drewna. Joanna Scheuring-Wielgus (Nowoczesna) - w najnowszej "Polityce" kreowana jest na gwiazdę opozycji. Trudno się z tym zgodzić. W swoich wypowiedziach jest chaotyczna i powierzchowna. Zasłynęła kilkoma wpadkami ("Dość dyktatury kobiet") i ściganiem reporterki "Wiadomości" na sejmowym korytarzu ("Chciałabym nagrać setkę"). Im mocniej jest promowana, tym wyraźniej widać jej braki. Stanisław Piotrowicz (PiS) - zamiast z pokorą i uczciwie odpowiadać na pytania o swoją przeszłość (był komunistycznym prokuratorem), straszy pozwami, zapomina o swoich podpisach, kreuje się na bohatera antykomunistycznej opozycji, z drwiącym uśmieszkiem krzyczy z mównicy sejmowej "Precz z komuną". Obrzydliwe, trudno to określić inaczej. A kto państwem zdaniem brylował i dołował w polskim bagienku politycznym?