Już po raz trzeci w Krakowie ekonomiści, biznesmeni, rządzący, byli rządzący, społecznicy czy dziennikarze dyskutowali o tzw. ekonomii wartości. Chodzi, górnolotnie rzecz biorąc, by prowadząca nas ku przepaści żądza zysku zastąpiona została przez rozwój oparty na poszanowaniu pracownika, ekologii, kulturze i innowacyjności służącej obywatelom. By wzrost gospodarczy nie oznaczał zatrutej wody, wyciętych lasów, powietrza, którym nie da się oddychać i pensji, z której nie da się wyżyć. Podczas tegorocznej edycji do krakowskiego centrum kongresowego ICE zawitali m.in. wicepremier Jarosław Gowin (który określił siebie jako zdeklarowanego neoliberała), była holenderska minister budownictwa Jacqueline Cramer, rozchwytywany czeski ekonomista Tomas Sedlacek, a także doradca włoskiego rządu Pasquale Tridico, <a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/michal-michalak/news-pasquale-tridico-taki-populizm-to-ja-popieram,nId,2688463" target="_blank">z którym również udało nam się porozmawiać</a>. Były wicepremier prof. Jerzy Hausner, mózg całego przedsięwzięcia, z jednej strony wierzy, że dyskusje zainspirują tych, którzy decydują o naszej przyszłości, ale z drugiej strony obawia się, że skończy się na nowomowie, na dobrze ubranych prelegentach wprawnie żonglujących takimi sformułowaniami jak "synergia", "zrównoważony rozwój", "obieg zamknięty", "postprawda". - Zmiany retoryczne często nie przynoszą refleksji, bo stają się żargonem. Nową nowomową. Tego się najbardziej boję. Że ludzie uznają, że to jest "cool", że tak teraz trzeba mówić. I to jest niebezpieczne. To jest zabijanie treści - mówi nam prof. Hausner. A rzecz jest zbyt poważna, by zagadać ją żargonem. - Mamy do czynienia z bardzo poważnym ekonomicznym zjawiskiem polegającym na tym, że wartość aktywów finansowych jest niewspółmiernie wysoka w stosunku do wartości wytwarzanych produktów i usług. W rezultacie dzisiaj najwięcej oszczędności mają przedsiębiorstwa, stosunkowo mniej - gospodarstwa domowe, a najmniej - zadłużone państwa. Wynika to z finansjalizacji gospodarki. Przedsiębiorstwa zajmują się dzisiaj nie produkcją dóbr i usług, tylko grą na aktywach. Nakręca się spirala, która powoduje, że pojawiają się nowe produkty finansowe. Są nadmierne oszczędności, więc trzeba je gdzieś ulokować. Wobec czego się nimi gra. Zamiast rzeczywistej przedsiębiorczości i innowacyjności mamy kasyno - komentuje prof. Hausner i zwraca uwagę na dziki rynek instrumentów finansowych. - Nie dopuszczamy określonych produktów żywnościowych, to dlaczego dopuszczamy produkty finansowe? Wiele się mówi o aferze Getbacku, ale dlaczego w ogóle pozwolono na obrót takimi papierami bez żadnych ostrzeżeń? - usłyszeliśmy. Inwestowanie w ryzykowne instrumenty finansowe nasz rozmówca obrazuje następująco: - Jeśli grasz z oszustami w oszustwo, to czy możesz wygrać? Zdaniem prof. Hausnera surowe obostrzenia dotyczące rynku finansowego są potrzebne, ale nie załatwią wszystkiego. - Oczywiście nigdy nie wyeliminujemy oszustwa, jednak sprowadzajmy je do czegoś, co jest wyraźnym odstępstwem i za co jest się karanym. Jednocześnie stwórzmy warunki, w których opłaca się działać uczciwie, budować partnerstwo bez nadużywania zaufania. Trzeba pokazywać, jak można to zrobić. Jerzy Hausner przestrzega, że pompowanie finansowego potwora niechybnie skończy się gospodarczą katastrofą. Widzieliśmy to zresztą w 2008 roku. - Jeśli nie przywrócimy znaczenia gospodarce realnej w stosunku gospodarki finansowej i jeśli nie przywrócimy znaczenia podstawowego pojęcia ekonomicznego, jakim jest produktywność - a nie zyskowność! - to jesteśmy zgubieni. Po to jest Open Eyes Economy, żeby zrozumieć naturę tego procesu i znaleźć drogę wyjścia. Póki co rynkowi giganci wciąż wolą zainwestować w kuszące obligacje zamiast ulepszać swoje produkty, nie mówiąc o zwiększaniu zatrudnienia czy podnoszeniu płac. A uradowane banki z radością składają im coraz wymyślniejsze oferty. Prof. Hausner konkluduje: - Świat finansów to jest świat, który sam się obsługuje i który generuje niezwykle wysokie premie, a straty są ponoszone przez innych. Wielcy zawsze wygrywają, a naiwni i najsłabsi zawsze przegrywają. Michał Michalak, Kraków