Aktywność Polskiego Stronnictwa Ludowego w ostatnich dniach może zastanawiać, bo przez dłuższy czas partia Władysława Kosiniaka-Kamysza pozostawała nieco z boku i przyglądała się rozwojowi sytuacji na polskiej scenie politycznej. Teraz to się zmieniło, bo dwa wydarzenia ostatnich tygodni napędziły PSL do działania. Jak się dowiedzieliśmy, wyrzucenie Pawła Kukiza i jego posłów z Koalicji Polskiej oczyściło grupę. Związek miał być toksyczny, nie przynosił zakładanych profitów, a obie strony były już nieco zmęczone pozorowaną współpracą. Formuła się wyczerpała, a Kukiz poszedł w swoją stronę. - W ostatnich tygodniach mieliśmy zawirowania wewnętrzne, które skończyły się rozstaniem z Pawłem Kukizem. Dzięki temu partia została uspójniona, mówi jednym głosem, a to przekłada się na to, że nasze inicjatywy są bardziej dostrzegalne - przekonuje w rozmowie z Interią senator Jan Filip Libicki. - Dla partii politycznej jest problem, jeśli w dłuższej perspektywie i na trwałe pojawia się wielogłos - dodaje, nawiązując do relacji z Kukiz’15. Urszula Nowogórska: - Obecność w UE to nasza racja stanu, a PSL już kilkanaście lat temu aktywnie o to zabiegało. Wobec tego głosowanie Kukiz’15 to nie był już tylko policzek. Było to definitywne opowiedzenie się przeciwko jednej z najważniejszych racji naszego środowiska. Na Kukiza się nie obrażamy, bo Kosiniak-Kamysz powiedział, że w sprawach ważnych dla Polski, na pewno będziemy wspólnie pracować, jeśli będzie wola Kukiza. Na pewno jednak powstała bruzda, która będzie trudna do zasypania. Polityczny rozwód Po rozstaniu z Kukiz’15 PSL złapało drugi oddech. Władysław Kosiniak-Kamysz chętniej udziela wywiadów, spotyka się z Szymonem Hołownią i wychodzi z konkretnymi inicjatywami. Piotr Zgorzelski kładzie karty na stół przyznając, że formuła współpracy w Senacie się wyczerpała. Dariusz Klimczak wchodzi w słowne potyczki na Twitterze z Hołownią, by walczyć o elektorat centrum. PSL nawiązuje współpracę z przedsiębiorcami i wymusza spotkanie z marszałkiem Senatu Tomaszem Grodzkim. W końcu - stawia warunki. Skąd wzięła się ta ofensywa ludowców? Jedną z hipotez jest rosnąca pozycja Polski 2050 Szymona Hołowni, która jest już trzecią siłą sondażową i pozycjonuje się, tak jak PSL, w centrum. Elektorat Hołowni to też w dużej mierze wyborcy z powiatów i mniejszych miejscowości. Czy późnojesienna ofensywa PSL jest odpowiedzią na wzrost notowań Hołowni czy raczej grą pozorów? - Nie sądzę, że to ofensywa, bo już przecież słyszymy, że PSL dlatego wyrzuciło Kukiza, że chce rozmawiać z Hołownią. Były oczywiście rozmowy kurtuazyjne między WKK a Hołownią, ale nie na temat koalicji, bo nie ma takiej potrzeby. Tworząc Koalicję Polską umiejscawialiśmy się na środku sceny politycznej. Zapraszamy wszystkich, którzy myślą tak jak my. To nie ofensywa, ale rozsądek społeczny. Nie zmieniamy się, idziemy w tym samym kierunku - mówi Interii Nowogórska. Libicki: - Naszych działań nie nazwałbym ofensywą. PSL od zawsze zgłaszało pewne postulaty programowe. Obecność w UE i walka o ważne sprawy dla polskiej wsi zawsze były racją stanu dla PSL. To się nie zmieniło. Opozycja w Senacie Ta druga kwestia, czyli "piątka dla zwierząt", wystawiła na próbę koalicjantów większości senackiej. Po uporaniu się z kłopotliwym Kukizem ludowcy chcą zaprowadzić nowe porządki w izbie wyższej. I to mimo że dysponują tam skromnymi siłami (3 senatorów - red.). Emocje w Senacie buzowały od dawna, bo dominującą rolę przejęła największa frakcja opozycyjna, czyli <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-platforma-obywatelska,gsbi,40" title="Platforma Obywatelska" target="_blank">Platforma Obywatelska</a>. "Większość demokratyczna", o której chętnie mówi marszałek Tomasz Grodzki z PO, często była wyłącznie większością fasadową, a wewnętrzne nieporozumienia były na tyle silne, że rozłam wydawał się kwestią czasu. Do definitywnego rozstania, przynajmniej dotąd, nie doszło. - Nieporozumienie w Senacie pojawiło się, kiedy doszło do debaty na temat "piątki dla zwierząt". Tam też sprawa dotyczyła jednej z ważniejszych kwestii, nad którymi PSL pracowało od lat. Tu też nie będziemy się cofać. Trzeba usiąść do stołu i wyjaśnić nieporozumienia - mówi nam Nowogórska. Pierwszy sprawy po imieniu nazwał Piotr Zgorzelski, swoje regularnie dodawał też (i dodaje) Marek Sawicki, a Kosiniak-Kamysz wymusił kameralne spotkanie z Grodzkim, na którym padły dwa warunki. - Pierwszy techniczny - by powołać radę koordynacyjną, która miałaby naprawić bieżące funkcjonowanie koalicji w Senacie. Ustawy, które uzyskają akceptację tej rady, dopiero będą głosowane. To coś na wzór rady koalicyjnej Zjednoczonej Prawicy - tłumaczy nam Libicki. - Drugi warunek, równie istotny - chcemy wpisać obecność Polski w UE do Konstytucji. Z taką inicjatywą może wyjść Senat i zaproponowaliśmy to marszałkowi. Naszym warunkiem powrotu do współpracy w Senacie jest wyjście z takim wspólnym projektem, ale z inicjatywy PSL - zaznacza Libicki. Tłumaczy, że takie zapisy są w konstytucjach 22 krajów Unii, a wpisanie takiego zdania do naszej Konstytucji zabezpieczyłoby Polskę przed niekontrolowanym polexitem. - Oczekujemy od marszałka Grodzkiego przeprowadzenia szybkich konsultacji w kierownictwie PO, byśmy mogli sprawnie nad takim projektem pracować. Dodatkowo uważam, że tę inicjatywę może poprzeć PiS, bo prezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-andrzej-duda,gsbi,5" title="Andrzej Duda" target="_blank">Andrzej Duda</a> zadeklarował taką wolę 3 maja 2019 roku - przypomina Libicki. Co zrobią Budka i Grodzki? Ludowcy chcą postawić do narożnika wszystkie strony. Jeśli Koalicji Obywatelskiej zależy na utrzymaniu większości w Senacie, a zależy, to powinna zgodzić się na takie warunki bez mrugnięcia okiem. Tyle tylko, że w polskiej polityce nic nie jest oczywiste, a często duże partie nie chcą zgodzić się na dyktowanie warunków przez mniejszych. Tak było choćby w Zjednoczonej Prawicy, gdy w ciągu kilku ostatnich miesięcy Solidarna Polska i Porozumienie wybijały się na niezależność i chciały zaznaczyć swoją odrębność od PiS. To wówczas Kaczyński miał powiedzieć: "nie będzie ogon merdał psem". Czy dziś te słowa mogliby powtórzyć Budka i Grodzki? Wątpliwe, bo Senat jest jedynym konstruktywnym przyczółkiem opozycji. W dodatku naraziliby się na konflikty wewnętrzne, bo chociażby <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-grzegorz-schetyna,gsbi,1616" title="Grzegorz Schetyna" target="_blank">Grzegorz Schetyna</a> przyznał, że senacka większość jest jednym z największych osiągnięć opozycji ostatnich lat. Dlatego też gra PSL może przynieść zakładane korzyści. Libicki: - Te warunki nie są warunkami pt. "PSL chce coś dla siebie". Pierwszy usprawnia pracę Senatu, a drugi zabezpiecza interes Polski. Jeśli koalicja ma trwać, to te warunki, w interesie Polski i lepszej pracy Senatu, powinny być oczywiste dla naszych partnerów. Jakby nie zostały przyjęte to będę się bardzo dziwił, będę zdumiony i zastanowimy się, co dalej. "Nie możemy być w rozkroku" "Dalej" też są pewne opcje, bo jesienna ofensywa ludowców ma jeszcze drugie dno. Politycy tej formacji wzbraniają się przed słowem "ofensywa", a bardziej odpowiada im określenie "powrót do korzeni". Widać to w działaniach, bo po kilkumiesięcznym zastoju PSL systematycznie wraca do pertraktowania ze wszystkimi partiami parlamentarnymi. Również z PiS. "Prowadzę takie rozmowy (w sprawie wyboru RPO i szefa IPN - red.) także w imieniu prezesa Kosiniaka-Kamysza z różnymi politykami PiS, żeby dogadać się w tych dwóch sprawach i w sprawie także unijnej" - przyznał w RMF FM Marek Sawicki. PSL prowadzi więc podwójną grę i postawił Grodzkiemu warunek z kategorii "nie do odrzucenia". Pytanie natomiast, jak w perspektywie zachowaliby się politycy PiS, gdyby faktycznie pomysł wpisania obecności Polski w UE do Konstytucji zyskałby przychylność większości senackiej. - Nie możemy być w rozkroku (w Senacie - red.). Rozsądek podpowiada nam opowiedzenie się po jednej lub drugiej stronie. Liczę, że wyjaśnienie dotychczasowych nieporozumień na nowo zjednoczy koalicję senacką - nie ukrywa Nowogórska. Łukasz Szpyrka