Z oficjalnych danych opublikowanych przez Komisję Europejską wynika, że do końca września - w rok po przyjęciu programów do walki z kryzysem migracyjnym - udało się skutecznie relokować jedynie 5651 osób (4455 z Grecji i 1196 z Włoch). Najnowsze sprawozdania KE pokazują jednak tendencję wzrostową - do 8 listopada udało się relokować 1212 dodatkowych uchodźców (921 z Grecji i 292 z Włoch). Jeśli relokacja miałaby postępować nadal w tym samym tempie, to rozwiązanie kryzysu migracyjnego zajęłoby Unii około stu lat - informował niedawno "Dziennik Gazeta Prawna", powołując się na wyliczenia specjalistów z Brukseli. Tymczasem komisarz ds. migracji, spraw wewnętrznych i obywatelstwa Dimitris Avramopoulos oznajmił niedawno, że państwa członkowskie "muszą zadbać o utrzymanie pozytywnego trendu rosnącej liczby relokacji i przesiedleń". "Trzeba zrobić więcej i szybko, aby skutecznie zająć się problemem rosnącego napływu migrantów we Włoszech i przymusowego pobytu wielu tysięcy osób w Grecji. Rok po uruchomieniu programu oczekujemy od państw członkowskich większej aktywności w tej dziedzinie i pełnego wywiązania się ze swoich zobowiązań" - zaapelował. Pełne sprawozdanie KE dostępne jest <a href="http://europa.eu/rapid/press-release_IP-16-3614_pl.htm" target="_blank">TUTAJ.</a> Kryzys migracyjny bliski rozwiązania? Zdaniem ekspertów, ciężko oczekiwać, że kryzys migracyjny zostanie rozwiązany w najbliższym czasie, w przyszłym roku. - W zeszłym roku przyjęto dwa programy relokacji. Pierwszy dotyczył 40 tys. osób i był programem dobrowolnym. Drugi natomiast był obligatoryjny i dotyczył 120 tys. osób. Łącznie chodziło o 160 tys. osób. W ramach drugiego, obligatoryjnego programu rozdzielono tylko pierwszy etap - 66 tys. Łącznie z tych 106 tys. osób tylko niespełna 6 tys. udało się przez rok relokować skutecznie - analizuje dr Jolanta Szymańska z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - To, co się udało osiągnąć, to jest kropla w morzu - zaznacza ekspertka z PISM. - W przewidywanym, dwuletnim okresie na pewno nie uda się zrealizować planów relokacyjnych przyjętych w 2015 roku - dodaje. Jak zauważa, za wzmożonym napływem migrantów stoją także przemytnicy. - Główną przyczyną napływu uchodźców do Europy są oczywiście toczące się konflikty, jednak sieć przemytnicza, która została stworzona, tylko ten proces napędza - mówi dr Szymańska. Z kolei Andriy Korniychuk, analityk z Instytutu Spraw Publicznych przypomina, że wszelkie kwestie związane z rozwiązaniem kryzysu migracyjnego wydłuża proces legislacyjny w Unii Europejskiej. - Sam proces legislacyjny jest w UE bardzo długi. Pewne porozumienia na szczeblu unijnym już zapadły. Wszystkie te rzeczy są na stole - mówi. - Ale to zarządzanie wielopoziomowe. W systemie Unii nie ma jednej instytucji, organu, który mógłby szybko coś uchwalić. Specyfika Unii wymaga czasu do rozwiązania konkretnych problemów - dodaje Korniychuk. Kryzys komunikacji Zdaniem eksperta z Instytutu Spraw Publicznych wszelkie komentarze na temat wielkich kryzysów w Unii Europejskiej wcale nie są związane z kryzysem demokracji czy problemem uchodźców. - Wszystkie komentarze na temat wielkich kryzysów związane są przede wszystkim z kryzysem komunikacji - ocenia Andriy Korniychuk. - Druga kwestia to obywatele, którzy nie do końca rozumieją, czym jest Unia. To nie wizja, to nie państwo narodowe - mówi analityk Instytutu Spraw Publicznych. - Zrozumienie istoty Unii było przez wiele lat zaniedbane przez UE. To nałożyło ten problem, że teraz nie umiemy porozumieć się m.in. w sprawie kryzysu migracyjnego - podkreśla. Kultura "7 sekund" - Największy problem polega na tym, że Unia zazwyczaj umiała sobie poradzić z zadaniami szybko. Teraz żyjemy w innych czasach. Mówimy potocznie o kulturze "7 sekund", kiedy każdy wymaga, żeby wszystko zostało natychmiast załatwione. To wprowadza ogólny chaos - ocenia Andriy Korniychuk, analityk z Instytutu Spraw Publicznych. Jak podkreśla, dla Unii Europejskiej bardzo ważne jest to, by mieć przejrzystą i dostosowaną do nowoczesnych technologii komunikację z obywatelami. - To proces, który musi trochę potrwać. Rozwiązania powstają, tylko mam wrażenie, że nie do końca jakość tych rozwiązań trafia do umysłów zwykłych ludzi. W tym przypadku Unia przegrywa z politykami populistycznymi - zauważa ekspert. Andriy Korniychuk dodaje, że właśnie teraz dla Unii nastał bardzo ważny moment, m.in. za sprawą decyzji Brytyjczyków o wyjściu z UE. - Teraz jest ważny moment, w którym część społeczeństw europejskich będzie się uczyła, jak to jest bez Unii, bez integracji - mówi w rozmowie z Interią. - Jeden krok do tyłu powinien poskutkować tym, że potem wykonamy kilka do przodu. Myślę, że to wszystko wzmocni Unię - prognozuje przyszłość unijnej integracji dr Korniychuk. Szansa dla Polski We wrześniu państwa wchodzące w skład Grupy Wyszehradzkiej wyszły z nieoczekiwana inicjatywą i przedstawiły pomysł na tzw. "elastyczną solidarność". Zakłada on, by kraje członkowskie same decydowały o tym, w jaki sposób chcą uczestniczyć w rozwiązywaniu kryzysu migracyjnego. Zamiast przyjmowania uchodźców, państwa te musiałyby się np. mocno zaangażować w ochronę granic zewnętrznych czy pomoc uchodźcom poza Unia Europejską. - Pod tzw. elastyczną solidarnością widzimy na razie przede wszystkim inicjatywy Polski związane z polityka humanitarną, współpracą z państwami trzecimi i ochroną granic zewnętrznych UE, czyli np. wysyłanie oficerów dla operacji Frontexu, wysyłanie ekspertów do pracy w unijnej agencji azylowej - tłumaczy dr Jolanta Szymańska z PISM. Jak podkreśla ekspertka, państwa zachodnie i południa czekają obecnie na określenie się Europy Środkowo-Wschodniej, doprecyzowanie tej koncepcji. Widzi w tym szansę dla Polski. - Większość państw nie chce obligatoryjnego systemu, bo w naturalny sposób wzmacnia on samą Komisję Europejską. W tym systemie dostaje ona nowe uprawnienia, których wcześniej nie miała - uważa dr Szymańska. - Państwa członkowskie co do zasady chcą dobrowolnego systemu i wydaje mi się, że jest w tym potencjał dla Polski. Jeżeli dobrowolność ma szerokie poparcie w Europie, to na gruncie właśnie tego poparcia można zbudować alternatywną do koncepcji Komisji Europejskiej propozycję reformy europejskiego systemu azylowego. Trzeba jedynie doprecyzować, co się kryje za elastyczna solidarnością - dodaje. Rozstrzygający szczyt Zdaniem ekspertki, rozstrzygający w tej sprawie będzie grudniowy szczyt UE. - Do tego czasu, na pewno będzie rósł nacisk, by przyjmować uchodźców. Albo w programach relokacji, albo w ramach przesiedleń. Polityczna presja jest ewidentna - ocenia dr Szymańska. Premier Włoch Matteo Renzi jest przekonany, że dobrowolność w sprawie kryzysu migracyjnego nie zadziała. Już kilkakrotnie zagroził, że zawetuje budżet UE dla tych krajów, które do tej pory nie przyjęły uchodźców <a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/justyna-mastalerz/news-kryzys-migracyjny-wlochy-i-grecja-chca-zablokowac-polsce-fun,nId,2297497" target="_blank">(CZYTAJ WIĘCEJ).</a> Najpilniejsza kwestia w UE Jak podkreśla dr Szymańska, kwestia reformy europejskiego systemu azylowego jest obecnie jedną z najpilniejszych spraw w UE. - To kwestia odciągana. Do pewnego momentu może być przekładana, ale to rozwiązanie musi zostać wypracowane. Bez tego trudno sobie wyobrazić kompromis Unii w innych sprawach - zaznacza ekspertka z PISM. - Narosły wokół tego ogromne podziały między południem, a wschodem. Jeżeli ta kwestia nie zostanie konstruktywnie rozwiązana, to będzie zawsze narzędziem szantażu i przeciągania liny między południem, północą, wschodem i zachodem Europy - dodaje. - W całym polikryzysowym środowisku Unii Europejskiej jest to na pewno jedna z najważniejszych kwestii do rozstrzygnięcia - podsumowuje.