Syryjska armia rozpoczęła ofensywę na prowincję Dara w połowie czerwca. Tereny te znajdują się pod kontrolą zbrojnej opozycji. Wojska Baszara al-Asada, wspierane przez Rosję, prowadzą ofensywę, by całkowicie wyprzeć rebeliantów z regionu. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka alarmuje, że w czwartek o świcie syryjskie i rosyjskie samoloty zrzuciły "setki bomb beczkowych i rakiet" na prowincję Dara. Nasilone bombardowania pozwoliły, by siły rządowe po raz pierwszy od ponad trzech lat przejęły kontrolę nad punktem bezpieczeństwa na granicy z Jordanią. Jak szacują organizacje pomocowe, w wyniku walk i nalotów na południowym-zachodzie kraju zginęło w ostatnim czasie ponad 200 cywilów, w tym kobiety i dzieci. Odrzucone ultimatum, fiasko rozmów Nasilone bombardowanie Dary jest odpowiedzią na załamanie się pokojowych rozmów pomiędzy rebeliantami a rosyjskimi dowódcami. Zbrojna opozycja odrzuciła w środę ultimatum Rosji dotyczące kapitulacji. Rosjanie zażądali od rebeliantów całkowitego złożenia broni i przywrócenia pełnej kontroli rządu Baszara el-Asada nad terenami, które obecnie znajdują się w rękach opozycji. Jak informuje AFP, Moskwa odmówiła też rebeliantom przewiezienia ich specjalnymi autobusami do pozostającej poza kontrolą syryjskiego rządu prowincji Idlib. Wcześniej rebelianci trafiali tam z innych terenów po kapitulacji. Kolebka rewolucji Dla reżimu Baszara el-Asada odzyskanie kontroli nad tą częścią Syrii oznaczałoby nie tylko zwycięstwo strategiczne, ale i symboliczne. Dara jest uważana za "kolebkę rewolucji" - w 2011 roku była bowiem epicentrum antyrządowych protestów, które zapoczątkowały trwającą już ósmy rok wojnę w Syrii.<a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/justyna-mastalerz/news-syria-jak-powiesc-szkatulkowa-o-kraju-przezartym-cierpieniem,nId,2380690" target="_blank">Syria jak powieść szkatułkowa. O kraju przeżartym cierpieniem</a> Ponad ćwierć miliona osób w pułapce Dara jest oddalona zaledwie pięć kilometrów od granicy z Jordanią. Ofensywa wywołała kolejną falę uchodźców, ale Syryjczycy znaleźli się w pułapce. Według najnowszych szacunków UNHCR, z terenów walk uciekło już 320 tys. osób. Wszyscy są w sytuacji bez wyjścia. Z rebelianckiej enklawy droga ucieczki prowadzi tylko na obszary kontrolowane przez syryjskie siły rządowe. "The Guardian" pisze o "panicznym exodusie" z regionu Dara. Uchodźcy masowo przybywają w okolice okupowanych przez <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-izrael,gsbi,2648" title="Izrael" target="_blank">Izrael</a> Wzgórz Golan oraz w pobliże jordańskiej granicy. Ani sąsiadująca Jordania, ani Izrael nie chcą jednak ich wpuścić na swoje terytoria. Na Twitterze zaczął pojawiać się hasztag #OpenTheBorders ("Otwórzcie granice"). Władze Jordanii podnoszą, że kraj ten przyjął już 1,3 mln Syryjskich uchodźców i nie jest w stanie otworzyć się na kolejne tysiące. Uchodźcy koczują na granicy w prowizorycznych namiotach porozstawianych w palącym słońcu. Nie mają bieżącej wody ani wystarczająco jedzenia. "Guardian" cytuje miejscowych lekarzy, którzy mówią nie tylko o osobach rannych i wycieńczonych, ale też o dzieciach, które zmarły na skutek ukąszeń skorpionów, odwodnienia albo picia skażonej wody. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/justyna-mastalerz/news-syryjski-exodus-i-rozbite-wojna-zycie,nId,2475978" target="_blank">Syryjski exodus i rozbite wojną życie</a><a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/justyna-mastalerz/news-za-kolczastym-drutem,nId,2504738" target="_blank">Za kolczastym drutem</a> "Uciekaliśmy przerażeni, boso" "Zaledwie kilometr od granicy z Jordanią, Om Suleiman i jej dzieci śpią w małej szopie, którą dzielą z pięcioma innymi syryjskimi rodzinami" - relacjonuje wydarzenia z Syrii <a href="https://www.theguardian.com/global-development/2018/jul/05/blankets-sky-syrian-civilians-flee-daraa" target="_blank">"The Guardian"</a>. Kobieta razem z dziećmi uciekła ze swojego domu w Tariq Al-Sadd. "Uciekaliśmy w nocy, przerażeni i boso" - mówi w rozmowie z brytyjskim dziennikiem. Razem z nią i jej dziećmi, w nagrzanej, pełnej owadów przestrzeni stłoczyło się łącznie około 20 osób. Lokalna aktywistka Israa al-Rifai podkreśla w rozmowie z "Guardianem", że Syryjczycy w Darze są kompletnie zdezorientowani. "Nie wiedzą, czy patrzeć w niebo, żeby obserwować samoloty bojowe, czy uciekać". Kobieta opisuje też, jak spanikowane rodziny upychają się w ciężarówkach do ucieczki o każdej porze dnia i nocy. "Kobiety płaczą, a dzieci się śmieją, bo nie rozumieją, co się dzieje" - relacjonuje. "Boimy się wszystkiego" Samer Homssi uciekł na obrzeża Dary z żoną i czwórką dzieci. Wszyscy schronili się w gaju oliwnym. "Bombardowania nie ustały ani na chwilę od ogłoszenia, że negocjacje się nie powiodły" - 47-latek relacjonuje w rozmowie z korespondentem AFP zaciekły ostrzał i naloty reżimu. "Żyjemy tu w drzewach, boimy się wszystkiego: bombardowań, ostrzału, owadów. Nie mamy wody do picia ani żadnych lekarstw. Sytuacja jest bardzo trudna" - dodaje. "Chociaż lokalne społeczności w Syrii otworzyły swoje drzwi, aby przyjąć wielu przesiedlonych, większość z nich jest zmuszona mieszkać na otwartej przestrzeni lub w prowizorycznych schronieniach. Wśród osób przesiedlonych są nie tylko starsi i chorzy, ale też ogromna liczba kobiet i dzieci" - zaapelował w czwartek Filippo Grandi, Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. Jak dodał, "jeśli pilnie nie zostaną podjęte jakieś działania, po raz kolejny życie mogą stracić tysiące niewinnych osób".