Pierwszy zrealizowany po szczycie UE w Brukseli sondaż poparcia dla partii politycznych wskazał, że PiS słono płaci za unijną szarżę - pisze w poniedziałkowym wydaniu "Rzeczpospolita". Badanie przeprowadzone przez IBRiS wskazuje, że rządząca partia ma obecnie tylko dwupunktową przewagę nad Platformą Obywatelską (PiS - 29 proc., PO - 27 proc.). Oznacza to, że notowania PiS w stosunku do ostatniego sondażu spadają o pięć punktów procentowych, a PO notuje wzrost o dziesięć punktów. Dobra wiadomość dla PO i PiS Zdaniem dr hab. Ewy Marciniak, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, najnowszy sondaż jest dobrą wiadomością dla Platformy Obywatelskiej, natomiast dla Prawa i Sprawiedliwości nie jest informacją złą. - Ten sondaż jest fotografią nastrojów społecznych. Taki obraz, choćby incydentalny, jest jednak dla Platformy Obywatelskiej do mądrego wykorzystania - ocenia ekspertka. Jak zauważa, potrzeba dalszych wysiłków PO, by przekuć najnowsze wyniki badania opinii publicznej w długofalowy sukces. Według dr hab. Ewy Marciniak, najważniejsze jest to, by liderzy Platformy nie byli zainteresowani wyłącznie antypisowską retoryką. - Wotum nieufności dla rządu, korzystny sondaż, rozpad inicjatywy jaką jest KOD i jednocześnie niskie poparcie dla Nowoczesnej - jeśli to wszystko zostanie mądrze wykorzystane przez Platformę Obywatelską dla sformułowania alternatywnego wobec PiS programu politycznego, to konsekwencje tego sondażu mogą być dla PO naprawdę pozytywne - ocenia. Pokusa i niepotrzebne koszty Dr hab. Ewa Marciniak zaznacza jednocześnie, że wyniki sondażu nie są złą wiadomością dla PiS, a jedynie "niepotrzebnym kosztem" poniesionym podczas walki w Brukseli, gdzie rząd wysunął kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego na przewodniczącego Rady Europejskiej. - Poparcie dla PiS spadło o pięć punktów procentowych w porównaniu z poprzednim sondażem IBRiS. Wziąwszy pod uwagę granicę błędu statystycznego, jest to tylko lekkie wahnięcie - podkreśla ekspertka. Jak dodaje, jej zdaniem, jest ono spowodowane stanowiskiem polskiego rządu w sprawie reelekcji Donalda Tuska na szefa RE. - To stanowisko wydaje się być irracjonalne, ponieważ animozje i konflikt pomiędzy Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim z przeszłości, rzutował na stanowisko Polski w UE. PiS pokazało poprzez to, że personalne relacje i emocjonalny, negatywny stosunek odgrywają ważniejszą rolę, niż racjonalne stanowisko państwa - mówi dr hab. Ewa Marciniak. - To pokazuje wyborcom Prawa i Sprawiedliwości, że dla osobistych animozji rząd Polski jest w stanie poświęcić o wiele ważniejsze sprawy, między innymi solidarność z państwami Unii Europejskiej - dodaje. Ostrzeżenie dla PiS Zdaniem dr hab. Ewy Marciniak, wyniki najnowszego sondażu są dla PiS sygnałem ostrzegawczym na przyszłe miesiące. - To już nie żółte, ale pomarańczowe światło dla Prawa i Sprawiedliwości. To rodzaj ostrzeżenia, że nie warto tak emocjonalnie prowadzić polityki, szczególnie na szczeblu: Polska w Unii Europejskiej - mówi politolog. - Aktywność medialna polityków PiS była ukierunkowana na to, żeby zademonstrować obecność Polski w Unii - pokazać, że "jesteśmy i będziemy", że "nie mamy zamiaru wyjść z UE". Z drugiej strony prowadzimy emocjonalną polityką na przykład w kontekście reelekcji Donalda Tuska. To był niepotrzebny koszt dla rządu PiS, ale widocznie pokusa upokorzenia Tuska była silniejsza - ocenia dr hab. Ewa Marciniak. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/justyna-mastalerz" target="_blank">Justyna Mastalerz</a>