Jolanta Kamińska, Interia: Reforma aktualnego systemu jest potrzebna? Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowanie NSZZ "Solidarność": - Jak najbardziej. Trzeba pamiętać, że przez 8 lat wychodziliśmy na ulice, protestując przeciwko podstawom programowym czy zmianom własnościowym m.in. przyzwoleniom na prywatyzację, płacom czy zmianom jeśli chodzi o sześciolatki. To, co obecna ekipa rządząca miała w programie, było zbieżne z naszymi postulatami. Nie przewidzieliśmy tylko zmiany ustroju szkolnego, chociaż PiS mówił o tym w kampanii wyborczej. Wprowadzenie nowego ustroju wiąże się przede wszystkim z likwidacją gimnazjów. Co w tej kwestii budzi największe wątpliwości? - W zasadzie sami - w pewnym sensie - zlikwidowaliśmy gimnazja. W sumie 2/3 gimnazjów od czasu powstania połączono ze szkołami podstawowymi (powstały zespoły szkół - red.), wskutek czego zatraciły swój charakter. Tam gdzie mamy dziś zespoły szkół, reforma edukacji będzie praktycznie niezauważalna, oprócz podstaw programowych. Nigdy nie mówiłem, że gimnazja źle uczyły, problemem były trudności wychowawcze. Mówi pan, że reforma będzie niezauważalna, oprócz programu nauczania, ale przecież nowe podstawy to ogromna zmiana. - Jeszcze ich nie znamy.Czekamy do listopada, wtedy pani minister obiecała je przedstawić. - Tak, choć uważam, że powinno być odwrotnie. Najpierw powinniśmy poznać podstawy programowe, siatkę godzin, a potem dopiero ustrój szkolny. To wszystko zostało odwrócone. Jeżeli myślimy o dobru dziecka i jakości szkoły, to każdy chciałby najpierw poznać właśnie program.Tym bardziej, że pierwsze zmiany mają zostać wprowadzone w ciągu roku. Wielu nauczycieli mówi, że taki pośpiech nie przyniesie nic dobrego, a rok to zdecydowanie za mało. - Patrzę na to, jako na grę polityczną. Rządzący chcą przeprowadzić zmiany podczas trwania ich kadencji. Wiele organizacji związkowych czy obywatelskich, opierając się na doświadczeniu, prognozuje chaos. Nie przysłuży się on nikomu, a już na pewno nie uczniom. - Chaos jest wywoływany trochę sztucznie. Kiedy wprowadzano gimnazja, ZNP prezentował to samo zachowanie. Miała być tragedia, apokalipsa, bałagan. Obecnie wiemy, na postawie historycznego doświadczenia, że żadnej ekipie nie udało się skończyć reformy edukacji i pokazać, co wyszło, a co nie. Zawsze w trakcie zmian wchodziła kolejna ekipa i zmieniała to, co rozpoczęli poprzednicy. Przypuszczam, że obecny rząd, chce wprowadzić przynajmniej te główne założenia, by następna ekipa nie wyrzuciła reformy do kosza. Pani minister spieszy się ze względu na wybory samorządowe, które odbędą się w 2018 roku. Jak sama mówiła, "trudno sobie wyobrazić, żeby między drukowaniem plakatów i sprawozdawaniem ze swojej 4-letniej działalności (samorządowcy) zajmowali się również zmianą struktury (szkół)". Właściwe podejście? - Ekipa rządząca zdaje sobie sprawę, że jeśli nie zdąży przed wyborami, to reforma zostanie użyta przeciwko niej. Nie sądzi pan, że m.in. przez ten pośpiech zbyt wiele zostanie zrzucone na barki samorządów? Oni sami na to wskazują. - W przypadku korporacji jest to zachowanie polityczne. Jeśli chodzi o moje kontakty z samorządami, mówiono mi, że nie będzie to problemem. Oczywiście samorządowcy boją się, że jeśli dojdzie do zwolnień, spadnie na nich bardzo duże obciążenie w postaci odpraw. Na pewno będą spore koszty związane z dostosowaniem budynku szkolnego do poziomu klas i dzieci. - Samorządy się martwią, ale ja byłbym ostrożny. Jedni podchodzą uczciwie do sprawy pokazując, ile to ich będzie kosztować, natomiast drudzy widzą okazję do ściągnięcia większej ilości pieniędzy i wykazują, że należy przeprowadzić generalne remonty, co np. nie jest konieczne. Szacunki są zawsze przestrzelone. Sam byłem samorządowcem, i wiem, że ile samorządowi da się pieniędzy, tyle wyda i jeszcze powie, że dostał za mało. Skoro samorządowcy obawiają się o pieniądze na odprawy, spodziewają się zwolnień nauczycieli. Tymczasem pani minister uporczywie twierdzi, że jedynym ich powodem, będzie niż demograficzny, a nie likwidacja gimnazjów. Przemawia do pana ten argument? - Przygotowaliśmy własną opinię o budżecie, w którym wskazaliśmy na słabości, w tym fakt, że wprowadzając taką reformę, nie zabezpieczono sobie pieniędzy na wypadek zwolnień. To co pani minister mówi, że nikt nie straci pracy, może się zgadzać jedynie statystycznie. Natomiast patrząc praktycznie, w małych miejscowościach na pewno niemożliwe będzie zagospodarowanie wszystkich nauczycieli. Dlatego cały czas żądamy od MEN programu osłonowego dla pracowników oświaty. Tłumaczenie o niżu zupełnie do nas nie przemawia. A więc nie zgadza się pan z minister Zalewską? - Wiadomo, że niż występuje, ale reforma strukturalna również zrobi swoje. Kiedy w innych branżach: 2-3 tys. osób jest zagrożonych utratą pracy, to cały rząd nad tym debatuje i przygotowuje rozwiązania. A tu potężna branża i wszystko się zwala na niż, w myśl zasady, że jak jest niż, to można ludzi wyrzucić na ulicę. Zwolnienia wydają się nieuniknione. Rozmawiałam z dyrektorami liceów, którzy wskazywali, że już teraz wielu nauczycieli pracuje na 1/2, czy 3/4 etatu i kiedy przybędzie uczniów, w pierwszej kolejności to oni dostaną pełne etaty, a dopiero potem będą kolejne przyjęcia. - Dlatego wskazujemy, że wszystkie zapisy pomocowe są iluzoryczne. W tym zakresie będziemy proponować konkretne rozwiązania. Dlaczego, jako związek nie strajkujecie przeciw reformie, choć budzi wasze zastrzeżenia? - Na razie nie strajkujemy, bo jesteśmy w trakcie negocjacji. Kiedy tylko MEN przedstawiło swoją propozycję, przeanalizowaliśmy ją i rozpoczęliśmy z rządem rozmowy. Szło opornie, potem pani minister ugięła się przed niektórymi argumentami, ale kwestia osłonowa wciąż pozostaje nierozwiązana. Jakie konkretnie postulaty związkowców uwzględniła minister Zalewska? - Obiecała uwzględnić, czy tak będzie zobaczymy, kiedy po okresie negocjacyjnym wyjdzie dokument z poprawkami, które my proponujemy. Chodzi o kwestię godzin karcianych ; przeprowadzenie standaryzacji, określenie pensum dla pedagogów psychologów, metodyków, logopedów itd.; wzmocnienie roli kuratora - choćby w okresie transformacji, chcemy ustawowo wprowadzić opiniowanie arkuszy organizacyjnych szkoły przez związki zawodowe, by mieć kontrole społeczną, nad tym, co się będzie działo w czasie tej transformacji; na koniec zostawiam kwestię wynagrodzeń: rozmowa na ten temat jest najtrudniejsza. Zdajemy sobie sprawę, że nie zyskamy dużo natychmiast; chcemy, by poza waloryzacją rząd dał podwyżki nauczycielom. Zależy nam też na zmianie definicji wynagrodzenia, by nie pisano, że nauczyciel zarabia średnio 5 tys. zł - bo w definicji wynagrodzenia uwzględniana jest nawet odprawa za zwalnianego kolegę i wszystkie premie i nagrody jakie otrzymują dyrektorzy. - Ponadto, jeżeli będą zwolnienia, chcielibyśmy, żeby rząd w ramach osłon wprowadził artykuł 88 Karty Nauczyciela, żeby po 20 latach tablicowej i co najmniej 30 latach pracy można było dobrowolnie odejść na emeryturę, chociażby w tym okresie transformacji. To rozrzedziłoby szeregi zainteresowanych i uchroniło wiele osób przed utratą pracy. Jeżeli rząd mówi, że nie będzie zwolnień...... co jak ustaliliśmy jest dalekie od realiów. ...tak, to dlaczego boi się zrealizować nasz postulat, jeżeli skorzystałyby z niego tylko pojedyncze osoby. Rozmowy są trudne, ale naciskamy, jak możemy. Mówi pan o rozmowach z MEN, w tym temacie związki podzieliły się między sobą. ZNP mówi, że pani minister nie chce słuchać ich uwag, a tymczasem pan występuje na wspólnej konferencji z minister Zalewską i mówi o tym, że uwagi mają być uwzględniane. Dlaczego nie ma między wami zgody?ZNP od początku ustawiło się anty, mówiąc, że jest przeciw. Przecież przez długi czas, jako jeden z podstawowych warunków, by uzdrowić edukację, prezes ZNP Sławomir Broniarz wymieniał likwidację gimnazjów. Teraz pan Broniarz uważa, że gimnazja są dobre. Tak anty się ustawić i pójść z partiami i KOD-em, który opowiada się przeciw związkom zawodowym i Karcie Nauczyciela - to niesamowita zmiana. Co się nagle stało, że pan Broniarz naszych największych wrogów ma za sojuszników i podpisuje z nimi oficjalnie porozumienia, że będą walczyć o dobro oświaty?Z kolei prezes ZNP zarzuca panu układnie się z władzą i nieetyczną postawę. - Widziałem. Te zarzuty sformułował na stronie Związku, na której chyba z datą pierwszego września widnieje informacja o porozumieniu z KOD-em. Co więcej, rok temu wystąpiliśmy wspólnie w Dniu Nauczyciela. A teraz pikietę zwołał na 10 października, bo (10.) jest dniem, kiedy politycy są w swoich okręgach wyborczych i mogą wystąpić na wiecach. To niesamowite, że ci, z którymi przez 8 lat walczyliśmy, bo psuli polską edukację, teraz stali się jej przyjaciółmi. We wspomnianym oświadczeniu, prezes ZNP pyta, dlaczego popieracie likwidację gimnazjów, zgadzając się na zwolnienia. Ale już ustaliliśmy, że jesteście przeciwko zwolnieniom, będziecie bronić pracowników oświaty? - Oczywiście i oby do zwolnień nie doszło. I mówię jasno, jeśli zostaniemy całkowicie zlekceważeni po tych negocjacjach i wyjdzie, że nic nie ugraliśmy, to nie wykluczam, że możemy protestować. O czym oczywiście zdecyduję nie ja, ale moja rada krajowa. Jako Solidarność walczyliśmy o Radę Dialogu Społecznego i najpierw chcemy rozmawiać. Jeśli to się okaże nieskuteczne, podejmiemy inne działania.Na masowe zwolnienia, bez zapewnienia nauczycielom odpowiednich warunków, pod żadnym pozorem się państwo nie zgodzicie? - Na pewno. Nigdzie nie mówimy, że kochamy rząd i jesteśmy wobec niego bezkrytyczni.