Kiedy w czwartek wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki z PiS powiedział o zmniejszeniu liczby ministerstw kosztem Solidarnej Polski oraz Porozumienia, w szeregach Zjednoczonej Prawicy wybuchło spore zamieszanie. Teraz zarówno ziobryści jak i gowinowcy rządzą w dwóch ministerstwach. Ich protest był zatem tylko kwestią czasu. "W tej chwili Solidarną Polskę, Prawo i Sprawiedliwość i Porozumienie wiąże umowa koalicyjna, która zakłada m.in., że każdy ze współkoalicjantów kieruje dwoma resortami - na razie ta umowa się nie zmieniła" - w piątek przekazał dziennikarzom Zbigniew Ziobro. Tego samego dnia oliwy do ognia dolał Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera. - "Chodzi o przełamywanie Polski resortowej i niemożności wynikających z tego, że niektóre ministerstwa potrafią chwilami działać jak udzielne księstwa. To dobry moment, by wykonać kolejny krok" - w radiowej Jedynce przekazał polityk PiS. Gdzie księstwa PiS? Nieoficjalnie słychać utyskiwania na Solidarną Polskę i politykę ziobrystów w Lasach Państwowych. Mówi się, że na bazie leśników Zbigniew Ziobro chce zbudować struktury, których mu brakuje. Nie można jednak obwiniać wyłącznie ziobrystów. - PiS to nie jest zespół aniołów, jak to powiedział kiedyś prezes. Kłopotem jest minister rolnictwa Krzysztof Ardanowski, bo najpierw robi po swojemu, a potem pyta o zdanie - mówi nam jeden ze współpracowników premiera. Z naszych informacji wynika, że zmiany personalne to jednak drugorzędna sprawa. Zresztą, taka narracja dominuje w publicznych wypowiedziach polityków PiS, Porozumienia i Solidarnej Polski. - Trwają rozmowy nad kształtem i kierunkiem, jaki będziemy obierali na tę kadencję. Mówimy o sprawach programowych. Czas dyskusji nad tym, jak będą wyglądały resorty, ile ich będzie, przyjdzie później - przekazała Interii Magdalena Sroka, rzeczniczka Porozumienia. Wiadomo, że mniejsi koalicjanci PiS chcą zachować wpływy. Po cichu liczą, że nawet po połączeniu czy zlikwidowaniu określonych resortów, utrzymają się tam, gdzie rządzą. Politycy związani z Nowogrodzką tonują jednak nastroje. - Założenia tej reformy nie mają charakteru frakcyjno-siłowego. Mają usprawniać działanie rządu, także w kierunku wykonywania celów partii - mówi nasze źródło. - Chcemy skasować kilkanaście ścieżek realizacji i rozmywanie odpowiedzialności. To jest cel. Jednych to może umocnić, innych osłabić, ale nikt się nad tym teraz nie zastanawia - podkreśla polityk PiS. Wspólny start w umowie koalicyjnej Wiadomo jednak, że Jarosław Kaczyński wielokrotnie testował już swoich koalicjantów. Mówił choćby o własnej emeryturze i sprawdzał, jak w takiej sytuacji zachowają się jego potencjalni następcy. Zresztą, nie ulega najmniejszej wątpliwości, kto rozdaje karty. - O rekonstrukcji będzie decydował prezes, premier i ewentualnie koalicjanci. Na pewno nieracjonalnie byłoby, gdyby ona dotyczyła tylko PiS, a nie innych. Na pewno będzie można komentować sprawę, gdy zostanie przedstawiona jakakolwiek konkretna propozycja. Na razie jej nie ma - powiedziała Interii Beata Mazurek z PiS. Nie jest tajemnicą, że w rządzie nabrał ostatnio na sile konflikt pomiędzy Mateuszem Morawieckim, a Zbigniewem Ziobrą. Wydaje się też, że po przesunięciu majowych wyborów prezydenckich i wygranej prezydenta Andrzeja Dudy poprawiły się za to relacje Jarosława Gowina oraz Jarosława Kaczyńskiego. - Kaczyński rozmawiał z Gowinem po wyborach. Dyskutowali o sporze, udało się dojść do konsensusu. To na pewno dobry moment, w którym znaleźliśmy się jako Zjednoczona Prawica - mówi nam jeden z polityków Porozumienia. Wiadomo, że w najbliższym czasie dojdzie do renegocjacji umowy koalicyjnej. Jak dowiedziała się Interia, przywódcy dyskutują m.in. o wspólnym starcie w kolejnych wyborach parlamentarnych. Po awanturze o majowy termin wyborów prezydenckich mówiło się, że jest to wykluczone. Na pewno jeśli chodzi o Porozumienie Jarosława Gowina. Jak usłyszeliśmy, wspólny start może zostać zapisany w nowej umowie koalicyjnej. W starej nie było o tym mowy. Jakub Szczepański