Sprawa wiceministra sportu jest na tyle gorąca, że na pytania dotyczące Łukasza Mejzy na konferencjach prasowych musi odpowiadać sam premier. - Analizujemy wszystkie informacje. One muszą zostać zweryfikowane. Także wszystkie nowe informacje, które są publikowane - przekazał dziennikarzom <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-mateusz-morawiecki,gsbi,1" title="Mateusz Morawiecki" target="_blank">Mateusz Morawiecki</a>. - Proszę o cierpliwość. Gdy zostaną one przeanalizowane przez stosowane służby, dopiero wtedy mogą być podejmowane decyzje - dodał. Z nieoficjalnych informacji, które uzyskaliśmy wynika, że wiceminister sportu wytłumaczył się premierowi: - Rozmawiali. Mejza mówił o zamachu na większość rządową. Przekonywał, że jeżeli zrezygnowałby z mandatu poselskiego, poseł Zbigniew Ajchler zrobi to samo, a opozycja zyska większość - tłumaczy nasze źródło. Zdaniem naszego informatora, Mejza nie zrezygnuje jednak z polityki ze względu na presję mediów i opinii publicznej: - Jak sam mówi, padł ofiarą politycznego zlecenia. W prywatnych rozmowach twierdzi, że zapowiadano mu szybki koniec kariery. Ktoś miał go straszyć, że do końca kadencji nie będzie już posłem - słyszymy. Bliscy współpracownicy szefa rządu nie chcą oficjalnie mówić o dyskusji Łukasza Mejzy z premierem. - Mejzę sprawdzają służby, więc teraz to już i tak bez znaczenia - usłyszeliśmy. Kłopoty Łukasza Mejzy Jak podała Wirtualna Polska, <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-lukasz-mejza,gsbi,1577" title="Łukasz Mejza" target="_blank">Łukasz Mejza</a> m.in. założył w przeszłości firmę, która miała się specjalizować w leczeniu nieuleczalnie chorych dzieci. Dziennikarze twierdzą, że polityk osobiście przekonywał opiekunów i rodziców najmłodszych. Metody proponowane przez firmę są jednak uznawane za niesprawdzone i niebezpieczne. To tylko jedna z kilku spraw opisanych przez portal. Polityk odcina się od wszystkich zarzutów. Zwłaszcza po tekście dotyczącym chorych dzieci, wiceminister sportu był już publicznie krytykowany przez posłów Zjednoczonej Prawicy. "Od 5 dni wyczekuję stanowczych decyzji - dymisji, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy" - napisał na Twitterze <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-sylwester-tulajew,gsbi,4220" title="Sylwester Tułajew" target="_blank">Sylwester Tułajew</a> z PiS. Do grona oburzonych polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy publicznie wypowiadali się w podobnym tonie, dołączyli też <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-kacper-plazynski,gsbi,1607" title="Kacper Płażyński" target="_blank">Kacper Płażyński</a>, Janusz Kowalski czy Paweł Lisiecki. Nie ulega wątpliwości, że ze względu na Łukasza Mejzę politycy PiS codziennie stawiani są pod pręgierzem. I mają tego serdecznie dosyć. - Temat żyje, jest bardzo niewygodny. Jako dziennikarze codziennie go odgrzewacie, pojawiają się nowe wątki i materiały. Nikt nie będzie czekał, żeby opozycja mogła nas grillować w nieskończoność - mówi jeden z naszych rozmówców z klubu parlamentarnego PiS. Radio Zet podało, że co najmniej dwóch posłów partii rządzącej stawia ultimatum władzom klubu: albo dojdzie do dymisji Mejzy, albo opuszczą Zjednoczoną Prawicę. W kuluarach Sejmu można usłyszeć, że decyzje w sprawie wiceministra sportu mogą zapaść w ciągu kilku dni, choć najprawdopodobniej opinia publiczna zapozna się z nimi w przyszłym tygodniu. W rządzie usłyszeliśmy, że nie ma dokładnego terminu. Jakub Szczepański