Utyskiwania na nieprecyzyjność sondaży przedwyborczych stało się już normą, choć trudno jest wymagać od ośrodków zajmujących się badaniem opinii publicznej super precyzyjnej prognozy - to jest po prostu niemożliwe. Sondaże gonią rzeczywistość - Przedwyborcze sondaże próbuje się zestawiać z exit poll czy wynikami wyborów, zapominając że to są innego rodzaju badania. Są obciążone dużym marginesem błędu, bo badają tak naprawdę deklaracje, których później nie jesteśmy w stanie skonfrontować. Badamy opinie, ale nie jesteśmy w stanie jej zweryfikować - tłumaczy portalowi Interia Paweł Predko z IPSOS. - Problemem jest również to, że duża część osób w takich sondażach nie udziela odpowiedzi albo nie są zdecydowani, bo do wyborów zostało jeszcze kilka dni. To jest temat, który wymaga analiz i innego rodzaju realizacji - dodaje. - Sondaże są przybliżonym, bo przecież nie dokładnym i nie precyzyjnym obrazem. Pokazują przybliżony obraz preferencji w danym momencie, kiedy są przeprowadzane. To jakbyśmy pokazywali zdjęcie pędzącego pociągu, który za chwile jest gdzieś dalej - opisuje obrazowo w rozmowie z portalem Interia Beata Roguska z CBOS. - Sondaże gonią rzeczywistość, a ośrodki badania opinii publicznej starają się uchwycić krystalizujące się ciągle preferencje wyborców. Widać było, że one cały czas się kształtują, wykuwały się tak naprawdę do ostatniej chwili - twierdzi. "Pan prezydent chyba się tego nie spodziewał" Jednak biorąc pod uwagę nawet spory margines błędu, to tegoroczne wybory prezydenckie i tak zdumiały analityków. Przyznaje to Roguska. - Nie zawsze jest tak dynamiczna sytuacja jak teraz. Przyznam, to sytuacja dla nas wszystkich zaskakująca. Komentatorzy i analitycy po prostu nie nadążali. Nie znam osoby, która przewidziałaby zwycięstwo - nawet niewielkie - Andrzeja Dudy. Ośrodki sondażowe nie nadążały za rzeczywistością - powiedziała nam analityczka CBOS. Najbardziej dynamiczne zmiany dotyczyły poparcia dla Bronisława Komorowskiego i Pawła Kukiza. Zmiany dla każdego z kandydatów idące w przeciwnych kierunkach. - Wyniki prezydenta Bronisława Komorowskiego i Pawła Kukiza były zaskakujące. Skąd to się wzięło? Na nowo spojrzeliśmy na Komorowskiego, którego znaliśmy do tej pory jako prezydenta i w dużej części dobrze go ocenialiśmy, deklarowano zaufanie do niego. Wraz z rozpoczęciem kampanii stał się takim samym kandydatem, jak pozostali, a wyborcy spojrzeli na niego pod innym kątem. Pan prezydent chyba się tego nie spodziewał. Wydawało się, że w głosowanie będzie formalnością. Przez długo czas osoby, które przyglądały się scenie politycznej, komentatorzy i analitycy, zastanawiały się, czy dojdzie do II tury wyborów. Większości nie przyszło do głosy, że <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-bronislaw-komorowski,gsbi,1500" title="Bronisław Komorowski" target="_blank">Bronisław Komorowski</a> może przegrać z Andrzejem Dudą - komentuje Roguska. - Z drugiej strony był Paweł Kukiz, którego poparcie eksplodowało i wzrastało jak kula śniegowa. Widać to było na przykład w komentarzach w internecie - użytkownicy internetu wspierali się wzajemne w swym przekonaniu o słuszności głosowania na pana Kukiza. Tutaj mieliśmy do czynienie ze zjawiskiem społecznego dowodu słuszności. Kandydat, który w ogóle nie był brany pod uwagę, nagle zaczął być interesujący dla wielu osób. Ci, którzy wcześniej nie rozważali tej kandydatury, zaczęli się nad nią zastanawiać - tłumaczy. - Warto też zwrócić uwagę na to, że w I turze wyborów prezydenckich nie wszyscy głosują na prezydenta. Myślę, że tylko część osób głosujących na Pawła Kukiza, głosowała na Pawła Kukiza jako prezydenta. W ten sposób chciano wyrazić protest czy niechętny stosunek do obecnej władzy i układu politycznego. To wszystko sprawiło, że trudno było przewidzieć wynik tych wyborów i trudno było nadążyć za zmieniającymi się preferencjami i odczuciami wyborców - oceniła Roguska. Trend był dość wyraźny Paweł Predko zauważa, że przy odpowiedniej analizie trendów można było przewidzieć tak słaby wynik Komorowskiego i jednocześnie sukces Kukiza. - Po prezentacji wyników sondaży można było zaobserwować pewien stały trend. Ten trend był dość wyraźny - prezydent Bronisław Komorowski tracił poparcie, a straty były dość dynamiczne. Z tego powodu moim zdaniem, można było się pokusić o domniemanie, że to poparcie w dniu wyborów będzie niższe, niż jeszcze kilka dni wcześniej - powiedział Interii. - W przypadku pana Pawła Kukiza trend był odwrotny. To był dynamiczny wzrost, który też zaczął się na dwa tygodnie czy tydzień przed wyborami. Zresztą wystarczy popatrzeć na sondaże, które rosły: 5 procent, 7 procent, 13 procent, nawet 17 procent... Tendencja tych sondaży przedwyborczych była dobra, bardziej martwiłbym się, gdyby była odwrotna. Natomiast przy tak dynamicznych zmianach analiza punktowa nie jest do końca dobrym pomysłem - komentuje Predko. Czy zatem sondaże przedwyborcze są potrzebne? - Jeżeli pada takie pytanie, to ja bym zapytała czy wybory są potrzebne. Twierdzimy, że sondaże mają być idealne, ale przecież ważne są same wybory - ucina Roguska. - Sondaże przedwyborcze mogą ewentualnie pełnić rolę barometrów przedwyborczych. Z tego powodu wyniki sondaży w stosunku do wyników wyborów są zaskakujące - przyznaje Predko.Artur Wróblewski