Decyzja o zaproszeniu Czarnogóry do Sojuszu Północnoatlantyckiego może wydać się paradoksem, biorąc pod uwagę fakt, że kraj ten był bombardowany przez NATO w 1999 roku. - Paradoks to może nie jest, ale rozumiem ten sposób myślenia. To przede wszystkim bardzo dobra wiadomość. Dlaczego? To z jednej strony bardzo istotna sprawa dla Czarnogóry, a z drugiej potwierdzenie natowskiej polityki otwartych drzwi. Oczywiście, jest to zaproszenie symboliczne, bo trudno uznać Czarnogórę za potęgę militarną. Jednak Sojusz Północnoatlantycki uznał, że w ostatecznym rozrachunku Czarnogóra wzmocni obronność NATO. Warto dodać, że szczyt NATO w Warszawie będzie szczytem rozszerzeniowym, co jest bardzo istotne dla Polski - komentuje Baranowski. Ekspert nie łączy dzisiejszej decyzji Paktu Północnoatlantyckiego z ostatnimi napięciami na linii NATO- Rosja. - O grudniowym terminie zaproszenia Czarnogóry mówiło się od bardzo dawna. W środowisku politycznym i eksperckim ta data funkcjonowała już od wczesnego lata, a nawet i wcześniej. Tym samym nie ma to bezpośredniego związku z napięciami w Turcji czy też jest próbą pokazania sił Rosji. Dobrze, że to się stało akurat teraz, bo oczekiwania były z dwóch stron. Jednocześnie załatwiony został najważniejszy i chyba jedyny element rozszerzeniowy na przyszłorocznym szczycie NATO - usłyszeliśmy. Jednocześnie Rosja wielokrotnie krytykowała plany rozszerzenia NATO, a minister spraw zagranicznych <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-siergiej-lawrow,gsbi,17" title="Siergiej Ławrow" target="_blank">Siergiej Ławrow</a> określał je mianem "prowokacji" i wspominał o naruszeniu ładu panującego na Bałkanach. Jak zatem Kreml zareaguje na ruch Sojuszu? - Podejrzewam, że konkretnie nic nie zrobi. Rosja była przeciwna rozszerzeniu NATO o Czarnogórę od dłuższego czasu. Poza tym w tym momencie Bałkany to jest najmniejsza bolączka Rosji, bo do najpoważniejszych napięć z NATO dochodzi w Turcji i Syrii. Natomiast na Bałkanach można się spodziewać tego, co zazwyczaj Rosja czyni w takich sytuacjach, czyli ewentualnego nacelowania dodatkowych sił na Czarnogórę. To miało miejsce między innymi w przypadku Polski. Zakładając, że Czarnogóra nie była wcześniej na celowniku Rosji, teraz - jako kraj zaproszony do NATO - na tym celowniku się znajdzie. Nie przewiduję jednak poważnych akcji militarnych, jakie na przykład miały miejsce w Gruzji po szczycie bukaresztańskim. Wtedy zapowiedź zaproszenia Gruzji do Sojuszu Północnoatlantyckiego popchnęły Rosję do zbrojnej agresji w 2008 roku - ocenia dyrektor warszawskiego biura German Marshall Fund. Co przyjęcie do NATO oznacza dla Czarnogóry? Kraj ten, w przeciwieństwie do Serbii, wyraźnie orbituje w stronę zachodu. Jednocześnie aż 30 procent obywateli Czarnogóry to Serbowie, którzy - z wiadomych względów - są przeciwni integracji z NATO. Czy to może grozić niepokojami wewnętrznymi? - To jest jeden z ważniejszych elementów decyzji NATO, bo jest ona w perspektywie Bałkanów wysoce polityczna. Jednocześnie ta decyzja została bardzo pozytywnie przyjęta przez zwolenników integracji euroatlantyckiej - także w Serbii. Jest to sygnał, że kraje zachodu są jak najbardziej otwarte na państwa byłej Jugosławii. Natomiast dla samej Czarnogóry to jest krok milowy - powiedział nam Baranowski. Być może Rosja - tradycyjny sojusznik Serbii na Bałkanach - wykorzysta fakt istnienia licznej mniejszości serbskiej w Czarnogórze, by zasiać niepokój w tym kraju. Na razie rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oczekuje na "oceny ekspertów i oficjalne oświadczenia, jeśli nadejdą ze strony ministerstwa spraw zagranicznych, ministerstwa obrony czy głowy państwa". Jednocześnie Pieskow zagroził, że przyjęcie Czarnogóry w struktury NATO "nie może nie doprowadzić do odwetowych kroków ze wschodu, czyli strony rosyjskiej, w celu zapewnienia interesów bezpieczeństwa i podtrzymania równowagi interesów". Czyżby "zielone ludziki" miały pojawić się na granicy serbsko-czarnogórskiej?