Wielkim zwolennikiem reformy jest sam <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jaroslaw-kaczynski,gsbi,3" title="Jarosław Kaczyński" target="_blank">Jarosław Kaczyński</a>. Prezes PiS o władzach samorządowych nie ma zbyt dobrego zdania. Mówi o "patologizacji sporej części samorządów", którą "trzeba w końcu przeciąć". Z kolei samorządowcy widzą w planach PiS sprytny sposób na przejęcie przez partię rządzącą władzy na szczeblach lokalnych. W samorządach dominują politycy PO i PSL. W wielu miejscach silne pozycje mają działacze wywodzący się z lokalnym środowisk. W rękach Platformy jest aż 28 miast. PiS rządzi zaledwie w dwunastu. Spośród nich największy jest Nowy Sącz. Gdy nowe prawo wejdzie w życie w najbliższych miesiącach, niemal dwie trzecie teraz urzędujących nie będzie mogło już ubiegać się o reelekcję. Jeśli rozpoznawalni i od lat kojarzeni z miastami włodarze nie będą mogli startować, to znacznie zwiększa się szansa na zajęcie ich miejsc przez ludzi z PiS. Gra toczy się o wysoką stawkę, bo to ostatni bastion, niezdobyty przez partię rządzącą. Niepewnych swojej przyszłości jest aż 1582 wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Więcej niż dwie kadencji rządzi ponad połowa prezydentów (66 ze 107). Jeszcze więcej samorządowców z długim stażem jest wśród wójtów i burmistrzów. W skali całego kraju aż 685 osób funkcjonuje na swoich stanowiskach co najmniej cztery kadencje. Ale są i tacy, którzy miastami zaczęli rządzić jeszcze przed 2002 rokiem (wtedy wprowadzono bezpośredni wybór), i rządzą nadal. Samorządowcy mówią zdecydowane "nie" wprowadzeniu dwukadencyjności. Większość z nich bardzo krytycznie ocenia pomysł PiS. Przekonują, że skuteczne rządzenie na poziomie lokalnym wymaga doświadczenia, a to, że tak długo utrzymują się na stanowiskach, świadczy o zaufaniu i zadowoleniu mieszkańców z ich pracy. Jeszcze bardziej stanowczy sprzeciw wyrażają odnośnie wprowadzania jej z mocą wsteczną. W tej kwestii wątpliwości ma też część polityków Zjednoczonej Prawicy. Przeciwko obowiązywaniu jej od zaraz jest m.in. wicepremier Jarosław Gowin. Samorządowcy zwierają szyki 16 marca na Forum Samorządowym w Warszawie przedstawiciele siedmiu związków samorządowych powołali Samorządowy Komitet Protestacyjny. Przyjęto Kartę Samorządności i wystosowano apel "w obronie samorządności terytorialnej w Polsce". Podpisało się pod nimi siedem korporacji samorządowych: Związek Miast Polskich, Związek Powiatów Polskich, Związek Gmin Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej, Unia Metropolii Polskich 1990, Unia Miasteczek Polskich, Związek Województw Rzeczypospolitej Polskiej oraz Ogólnopolskie Porozumienie Organizacji Samorządowych. Warszawa wie lepiej Ewentualna dwukadencyjność to nie jedyny dostrzegany przez nich problem. Zwracają uwagę na odbieranie im kompetencji. Ich zdaniem, proponowane przez rząd zmiany "zmierzają do ponownej centralizacji państwa oraz pozbawienia samorządu terytorialnego możliwości - zagwarantowanego w Konstytucji RP - rzeczywistego uczestnictwa w sprawowaniu władzy publicznej". - Każda sprawa powinna być rozwiązywana na poziomie możliwie najniższym obywatelowi. Jeżeli coś można zrobić w gminie, to powinno to być zrobione w gminie. Dopiero jeśli z różnych powodów jest to niemożliwe, to trzeba się zastanawiać nad zrobieniem tego w powiecie, regionie czy ministerstwie. To jest kardynalna zasada - zwraca uwagę Andrzej Porawski, dyrektor Związku Miast Polskich, organizacji czynnie zaangażowanej w działania komitetu protestacyjnego. Wśród rozwiązań ograniczających władzę samorządową, lokalni politycy wymieniają między innymi odebranie im samodzielności w zakresie prowadzenia szkół po wejściu w życie reformy edukacji (powoływany przez MEN kurator ma zatwierdzać niektóre decyzje dotyczące sieci szkół), przekazanie pod kontrolę ministerstwa rolnictwa wojewódzkich ośrodków doradztwa rolniczego, oddanie wojewodom kontroli nad powiatowymi urzędami pracy oraz przejęcie kontroli nad powiatowymi inspektoratami nadzoru budowlanego. Wielkie emocje budzi też pozbawienie samorządów wpływu na Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska. - To jest czysta kpina - nie kryje oburzenia Andrzej Porawski. Front, ale nie jednolity Z zarzutami wysuwanymi przez komitet protestacyjny nie zgadzają się jednak wszyscy samorządowcy. Wśród polityków szczebla lokalnego wyraźne widać tą samą linię podziału, co w parlamencie. Włodarze z PiS murem stoją za zmianami proponowanymi przez swoją partię. - Rząd PiS szanuje niezależność i kompetencje samorządu - powtarzają zgodnie rzecznicy prezydentów miast wywodzących się z PiS. Kolegów-samorządowców z drugiej strony barykady oskarżają o obronę własnych interesów. W składzie Samorządowego Komitetu Protestacyjnego dostrzegają osoby związane z opozycją oraz osoby, które zmiany dotkną bezpośrednio. - Prezydent Łomży zawiązanie tego komitetu odbiera nie jako działanie mające na celu dobro samorządu, ale jako próbę obrony własnych interesów uczestniczących w nim osób - mówi Grzegorz Zawada, asystent medialny wywodzącego się z PiS Mariusza Chrzanowskiego. Rozłam wśród protestujących Ale w samym ZMP nie ma też pełnej zgody co do kierunku podejmowanych działań. Zgrzyt pojawił się na zjeździe w Serocku. Trzy miasta: Zgierz, Wysokie Mazowieckie i Augustów wystąpiły z korporacji zarzucając jej "zbytnie upolitycznienie". Poszło o wybór nowego członka zarządu organizacji. Dotychczas skład zarządu odzwierciedlał proporcjonalnie przynależność partyjną lub bezpartyjność włodarzy miast członkowskich. Tym razem zerwano z przyjętym zwyczajem. Delegaci postawili na prezydenta Poznania z PO a nie na burmistrza Rawy Mazowieckiej z PiS. - Nie jestem z PiS, ale nie podoba mi się ten nieustanny konflikt na linii rząd - samorząd. Mam wrażenie, że część moich kolegów i koleżanek uznaje, że wszystko, co robi obecny rząd, jest złe - tłumaczył w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" powody wyjścia ze związku Jarosław Siekierko, bezpartyjny burmistrz Wysokiego Mazowieckiego. Członkostwo Augustowa w ZMP było z kolei przedmiotem dyskusji na sesji Rady Miejskiej pod koniec marca. - Związek powinien być apolityczny. Ze strony osób, które zarządzają związkiem, padały w jego imieniu takie sformułowania: "jesteśmy w stanie wojny z obecnym rządem" (...). Instytucja bardzo wyraźnie określiła się politycznie uznając, że samorządy zrzeszone w Związku powinny zawrzeć antyrządowy sojusz - mówił w czasie debaty Filip Jerzy Chodkiewicz, przewodniczący tamtejszej Rady Miejskiej. Majowa ofensywa Mimo krytyki ze strony części środowiska Komitet Protestacyjny przygotowuje majową ofensywę. Gotowy jest już list, który niebawem trafi na biurko Andrzeja Dudy. Przedstawiciele komitetu chcą się spotkać z prezydentem i przedstawić mu nurtujące ich problemy. Pojawił się pomysł przyjęcia w jednym dniu przez rady gmin, powiatów i województw stanowiska popierającego apel oraz Karty Samorządności. Okazało się jednak, że nie jest to możliwe w tym samym czasie ze względów organizacyjnych. Ale z inicjatywy nie zrezygnowano. - Część gmin już to przyjęła. Pozostałym sugerujemy, żeby to zrobić pod koniec maja, czyli blisko Dnia Samorządu Terytorialnego, ale nie stawiamy tego jako wymóg albo nawet zalecenie. Mówimy, żeby było fajnie, gdyby to było w jednym czasie, ale wiemy że wszystkie rady gmin, powiatów mają swoje kalendarze, mają swoje procedury i nie zamierzamy się w to wtrącać - wyjaśnia Porawski. Na marsz! Do Dnia Samorządu Terytorialnego zostało jednak jeszcze trochę czasu. Na razie samorządowcy chcą zwrócić na siebie uwagę 6 maja, w czasie "Marszu Wolności", który przejdzie ulicami Warszawy. Głównym organizatorem sobotniego zgromadzenia jest PO. Z tego powodu inicjatywa wzbudza szczególne kontrowersje, również wśród samorządowców niezwiązanych z Prawem i Sprawiedliwością. Miasta kierowane przez PiS, które należą do ZMP, zdecydowanie się od niej dystansują. - Żyjemy w demokratycznym kraju i każdy ma prawo do protestów. Marsz to inicjatywa polityczna, a nie obywatelska, dlatego, nie będziemy jej szerzej komentować - informuje krótko Michał Trantau, rzecznik prasowy Prezydenta Miasta Białej Podlaskiej. Z kolei samorządowcy niezwiązani z partią rządzącą obawiają się, że w tłumie uczestników nie będą widoczni, a ich udział zostanie odczytany jako opowiedzenie się po stronie walczącej z PiS opozycji, a nie jako działanie w obronie idei samorządności. Uważają, że lepiej byłoby zorganizować oddzielną manifestację, tak jak pierwotnie planowano. Wycofano się jednak z niej, gdy okazało się, że 6 maja odbędzie się "Marsz Wolności". - Prawdę mówiąc trochę nam przeszkadza, że organizatorem jest partia polityczna, ale z drugiej strony to partia, która uchwaloną przez nas 16 marca Kartę Samorządności przyjęła jako swoją, i w tych sprawach, które nas nurtują, jest nam po drodze - mówi Andrzej Porawski. - Udział w manifestacji nie jest obligatoryjny, może w niej iść, kto chce. Część chce, a część nie - dodaje. Porawski podkreśla, że Samorządowy Komitet Protestacyjny jest jednym z wielu partnerów głównego organizatora marszu, obok chociażby ZNP czy organizacji prawniczych. Nie wiadomo, ilu samorządowców stawi się w sobotę w Warszawie. Pewne jest, że nie zabraknie tych z PO. Spór polityczny, ale nie partyjny Udział samorządowców w marszu organizowanym przez PO wyraźnie nie podoba się też szefowi MSWiA, z którym włodarze rozmawiali ostatnio na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytoirlanego. - Czy nie uważacie państwo, że jest to przekroczenie kolejnej granicy apolityczności samorządów poprzez właśnie udział w proteście, który jest organizowane przez konkretną partię polityczną? - pytał <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-mariusz-blaszczak,gsbi,1239" title="Mariusz Błaszczak" target="_blank">Mariusz Błaszczak</a>. Oskarżenia odpiera Andrzej Porawski: Wykazaliśmy panu ministrowi, jakie działania rządu popieramy, w tym niektóre silnie, a w jakich się spieramy dlatego, że PiS ma wizję państwa scentralizowanego, a my jesteśmy zwolennikami państwa zdecentralizowanego. Minister przyznał, że w tym zakresie się różnimy, i to jest oczywiście spór polityczny. - Ale to nie jest działanie polityczne w sensie partyjnym - podkreśla. Zdaniem Porawskiego, zarzucanie komitetowi protestacyjnemu działalności antyrządowej jest bezzasadne. Zaznacza, że samorządowcy wspierają sztandarowy projekt rządu: Strategię Odpowiedzialnego Rozwoju, oraz realizują flagowy program 500 plus. - Nie wtrącamy się w takie sprawy jak reforma sądownictwa, która nas nie dotyczy, nie wtrącamy w jakieś inne kłótnie między opozycją a większością parlamentarną, ale zamierzamy bronić decentralizacji państwa, i robimy to nie od dzisiaj - przypomina przedstawiciel ZMP i komitetu protestacyjnego. - Nikt nie może nam zarzucić, że uwzięliśmy się na PiS - broni inicjatywy samorządowców Andrzej Porawski. <a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/aleksandra-gieracka" target="_blank">Aleksandra Gieracka</a>Chcesz zabrać głos w dyskusji o samorządach w Polsce? Napisz na adres: aleksandra.gieracka@firma.interia.pl