Agnieszka Waś-Turecka, Interia: Poczuł Pan ulgę słysząc, że Donald Tusk został ponownie wybrany na szefa Rady Europejskiej? Michał Boni, europoseł PO: Stało się to, co się miało stać. I dobrze, bo Unia Europejska potrzebuje przywództwa, które będzie rozumiało różne perspektywy - zachodniej i wschodniej Europy. To całe zamieszanie z kandydaturą Jacka Saryusz-Wolskiego tylko ośmieszyło polski rząd. Dla szefów rządów było jednoznaczne, że to Tusk powinien kontynuować swoją pracę. Jak ten sprzeciw polskiego rządu wróży na przyszłość jego kontaktom z przewodniczącym Rady Europejskiej? Jeśli premier Beata Szydło będzie chciała szukać porozumienia z innymi krajami, to będzie musiała współpracować. A jeśli będzie chciała się odwrócić plecami, to nie tylko odwróci się od Donalda Tuska, ale także od innych przywódców, czym wyizoluje Polskę. To jednak nie jest problem Donalda Tuska, ale polskiego rządu. Jakie skutki dla Polski będzie miał ten sprzeciw? Z punktu widzenia europejskiego za dwa dni wszyscy będą pamiętać już tylko tyle, że to Donald Tusk będzie szefem RE. O Jacku Saryuszu-Wolskim szybko zapomną. To zamieszanie z wyborem szefa RE zbiega się w czasie z nierespektowaniem przez polski rząd uwag KE na temat przestrzegania zasad państwa prawa i jedynie jeszcze bardziej zmniejszy naszą wiarygodność. To jest oczywiście problem polskiego rządu, ale także wszystkich Polaków, bo powinno nam zależeć na tym, by nie tylko Polska, ale także polski rząd byli w Europie szanowani. Nie boi się Pan precedensu, że na wysokie stanowisko unijne wybrano osobę, której aktywnie sprzeciwił się własny kraj? To nie jest żaden precedens. Tylko PiS-owska propaganda tak twierdzi. Za pierwszym razem nominacja Donalda Tuska na szefa RE stała się możliwa dzięki krajom europejskim, które jej chciały i ją poparły. Polski rząd to wtedy zaakceptował. Mechanizm zostawania na drugą kadencję polega jedynie na potwierdzeniu wcześniej dokonanego wyboru. Dlatego odrzucam argument, że "wyboru dokonano wbrew własnemu krajowi", ponieważ kraj nie miał tutaj tak naprawdę wiele do powiedzenia, oprócz potwierdzenia, że nasz człowiek dobrze działał przez pierwszą kadencję. Nasz rząd tego nie potwierdził. Dlatego że nasz rząd zachowuje się w niektórych sprawach jak dzieci w piaskownicy. Czy nie uważa Pan, że ten wybór wbrew jednemu z krajów członkowskich to kamyczek do ogródka eurosceptyków? Przestańmy się ich wreszcie bać! Przecież oni i tak nas nie pokochają... Jak to "przestańmy się bać"? 15 marca mamy wybory w Holandii, potem we Francji... Zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Notowania Geerta Wildersa i Marine Le Pen słabną. Zdecydują społeczeństwa, a eurosceptyków i tak nie przekonamy. Przestańmy sami siebie osłabiać. Nie może być tak, że jest jakiś jeden dziwoląg i wszyscy się zaczynają do niego dostosowywać. Tym dziwolągiem stał się polski rząd. Nie martwy się teraz, że to kogoś nie przekona, czy w kimś wzbudzi wątpliwości. Niech się dziwoląg tym martwi. Jak ta przegrana polskiego rządu zostanie przez PiS zaprezentowana polskim wyborcom? Pewnie powiedzą, że to zła Europa, zły Tusk, złe Niemcy... Ale jak powiedzą "zła Europa", to czy to nie będzie przyczynek do "Polexitu"? Różne rzeczy się mogą wydarzyć, ale myślę, że gdyby Polacy wybrali "Polexit" to strzeliliby sobie nie jednego samobója, ale 153 samobóje. Szanse rozwojowe są wtedy, gdy współpracują wszystkie kraje europejskie i razem stawiają czoła konkurencji z Ameryką, Azją czy - za jakieś 10 lat - z Afryką. Pojedynczy kraj nie ma dziś większego znaczenia. Zaszkodzi to sondażom PiS? Tego nie potrafię powiedzieć. Polityka nastawiona tylko na własny obóz i dzielenie społeczeństwa jest na dłuższą metę szkodliwa. Dobrze byłoby, żeby ktoś się wreszcie opamiętał i przestał myśleć tylko o własnych interesach, bo Polska to coś więcej. *** Jeśli interesuje cię temat Unii Europejskiej, obserwuj autorkę na Twitterze