Jak to się stało, że bohaterka pana komedii kryminalnych, Zofia Wilkońska, trafiła do świata wielkiej polityki? Planując kolejne części, jeszcze przed wydaniem pierwszej, chciałem stworzyć dla bohaterki oryginalne i ciekawe otocznie, żeby mogła w nim funkcjonować na zasadzie kontrastu. Świat polityki był jednym z takich pomysłów. Poprzez poprzednie części udało mi się w sposób naturalny doprowadzić ją do tego, żeby stała się łakomym kąskiem dla jednego z walczących o głosy ugrupowań. W realnym świecie faktycznie bywa tak, że ludzie nie związani z polityką, trafiają do sejmu dlatego, że zdobywają popularność w różnych dziedzinach życia. Nie jest to do końca złe jeżeli zajmują się tym na czym się znają. Tak też miało stać się z moją bohaterką. Oczywiście powodem jest też to, że nie potrafiłem przemilczeć tego co dzieje się w ostatnich latach i jest to w pewnym sensie mój protest wypowiedziany tradycyjnie w sposób komediowy i zabawny. Mam nadzieję, że przyzwyczaiłem już czytelników do tego rodzaju książek. "Konkurenci się pani pozbyli" to już czwarta pana książka. Nie bał się pan, że w naszym życiu jest tak dużo polityki, że czytelnicy mają jej przesyt i nie sięgną po książkę, która też o nią zahacza? Pisząc nie kalkuluję w ten sposób. Jeżeli kierowałbym się tym po co sięgną czytelnicy, to może napisałbym komedię-porno. Ej, to niezły pomysł. Chyba spróbuję. Gdy siadam do pisania, to muszę głęboko wierzyć w to o czym chce opowiedzieć, bo tylko wtedy istnieje możliwość, że i czytelnicy także w to uwierzą. Jeżeli pisałbym na temat, który mnie nie obchodzi, to zwyczajnie poddałbym się w pewnym momencie. Dlatego postanowiłem napisać o polityce i szczerze mówiąc mam nadzieję, że dla sporego grona czytelników także jest to ważne. Dodatkowo cały czas stosuję swój trick, czyli piszę komedie. Wiele osób ocenia je jako bardzo zabawne. Dzięki temu mogę poruszyć niemal każdy temat, który jest tak naprawdę tłem. Jeżeli ktoś jest skłonny przemyśleć sobie głębiej to co ja mam do powiedzenia, to dla mnie idealnie, ale jeżeli kogoś interesuje wyłącznie warstwa rozrywkowa, to na pewno dobrze się będzie bawił czytając o przygodach nieco szalonej emerytki. Od początku pan wiedział, że Zofia Wilkońska musi "liznąć" także tego świata? Jeszcze przed wydaniem pierwszej części chciałem mieć plan na kilka następnych. Były to dla mnie niejako kolejne sezony serialu. Przy czym nie chciałem, żeby każda książka była podobna. Byłoby to trochę pójście na łatwiznę, a niestety mam w sobie coś takiego, że często skazuję się na nieco trudniejsze zadanie. Potem oczywiście żałuję. W ten sposób jednym z pomysłów był świat polityki, w którym wydarzyło się sporo złego w ostatnich latach i chcąc nie chcąc musiałem się do tego odnieść. Źle bym się czuł jeżeli bym to przemilczał. Podejrzewam, że jeżeli życie zaskoczyłoby mnie i w polityce nastąpiłaby sielanka, to skończyło by mi się paliwo dramaturgiczne do pisania i musiałbym poszukać innego pomysłu, ale tak się nie stało. W dodatku kiedy zaczynałem pisać, wydawało mi się, że sytuacja zmienia się na lepsze. Odczytywałem takie sygnały, że obóz władzy dzieli się na frakcje bardziej i mniej postępowe (jak PZPR). Dostrzegłem także kilka działań, które mogły pójść w dobrym kierunku. Niestety wszystko to zostało zaprzepaszczone i z tygodnia na tydzień władza posunęła się jeszcze dalej w działaniach, których ja nie potrafię zaakceptować. Czyli ta część to pana sposób na wypowiedzenie swojego zdania na temat tego, co się aktualnie dzieje w Polsce? Nie łatwiej i bardziej bezpiecznie byłoby milczeć? Dla mnie jedną z funkcji literatury jest opisywanie świata. Co prawda ja piszę w gatunku, który powinien głównie dostarczać rozrywki, ale nie uważam, żeby to zwalniało mnie z obowiązku spełniania podstawowych założeń jakim jest pisanie o człowieku i jego otoczeniu. A nasze jest takie jakie jest. Na pewno łatwiej byłoby udawać, że to co spada na nasze głowy to tylko deszcz, ale ja czułbym jednak wstyd jeżeli mając możliwość wypowiedzenia się nie zrobiłbym tego. Szczerze mówiąc, to się trochę dziwię, że więcej twórców nie podejmuje podobnych prób. Do tej pory widziałem dwie książki. Wydaje mi się, że wobec tego co się dzieje, to w całej kulturze powinno wrzeć. Może tak jest, a ja też nie jestem na tyle dojrzałym odbiorą, żeby to dostrzec. W pana bohaterach można odnaleźć cechy, które można skojarzyć z osobami z pierwszych stron gazet. Nie bał się pan tego? W trudniejszych od dzisiejszych czasach pisząc pod cenzurą twórcy radzili sobie z krytyką władzy uciekając w różnego rodzaju metafory. Mam nadzieję, że nie jest jeszcze w kraju tak źle, żeby nie można było skrytykować pewnych zjawisk, które funkcjonują obecnie w naszym otoczeniu używając fikcji i to w ubranej w formę komediową. Oczywiście mógłbym ułożyć kolejną zabawną historię i liczyć, że przysporzy mi czytelników, ale chyba nie po to zacząłem pisać. Jest wiele prostszych i lepiej opłacanych zajęć. Jeżeli już podejmuje trud i wyrzeczenia spędzenia roku pracy nad tekstem, to chciałbym wierzyć, że to co robię ma też jakieś większe znacznie. Oczywiście mam świadomość, że jest to myślenie niezwykle naiwne, ale bez takiego podejścia, to już w ogóle nie byłoby chyba sensu nic robić. Czy się boję? Mnóstwo ludzi robi znacznie więcej i podejmują większe ryzyko próbując zatrzymać niekorzystne zmiany. To co ja robię pisząc komedię jest przy tym śmieszne. Pisząc "Kratki się pani odbiły" odwiedził pan więzienie na warszawskim Grochowie. Ba! Nawet prowadził pan warsztaty literackie dla grupki osadzonych kobiet. Stąd obraz więzienia i realiów życia w nim były bardzo prawdziwe. Jak zatem robił pan research do tej części? Kandydował pan z ramienia jakiejś partii i nic o tym nie wiemy? To chyba działa tak, że powinno pisać się o tym o czym ma się wiedzę i czym się interesuje choćby po to żeby przedstawić kreowany świat w sposób wiarygodny i żeby po prostu nie oszukiwać czytelników. Stąd moje wizyty w areszcie na Grochowie, bo chociaż zawsze lubiłem więzienne historie, to jednak nie miałem o tym otoczeniu żadnego pojęcie. Zaproponowałem warsztaty, dla osób, które piszą bloga ewkratke.pl ponieważ to dało mi możliwość faktycznego poznania osadzonych dziewczyn, a nie tylko "obejrzenia" i "przepytania". Mam nadzieję, że efekt jest zadowalający. Sporo osób twierdzi, że to dobra książka. Pogłębienie wiedzy o świecie polityki utrudniła mi pandemia i brak możliwości spotykania z ludźmi. Wiedzę na ten temat zdobywałem więc online korespondując z osobami, do których udało mi się dotrzeć. Są wśród nich także czytelnicy i czytelniczki. To niewątpliwa zaleta tego, że Zofia Wilkońska ma sporo wielbicieli. Są wśród nich przedstawiciele bardzo wielu zawodów i staram się korzystać z ich wiedzy i doświadczenia. Sięgnąłem także do moich wcześniejszych doświadczeń. Nie jest do końca tak, że zacząłem się interesować politykom w momencie pisania książki. Chyba nie dałoby się zebrać niezbędnych informacji i pomysłów w tak krótkim czasie. Czy tą częścią żegnamy się z Zofią? Oczywiście, że nie! Zofia to moje dziecko. Krnąbrne i nieposłuszne, ale jednak. Nie sądzę, żebym był w stanie rozstać się z nią definitywnie. Faktycznie będę musiał robić sobie przerwy w pisaniu tej serii po to żeby "złapać świeżość" i nie zanudzać czytelników powtarzającymi się rozwiązaniami fabularnymi i podobnymi żartami, ale zakończyć serii nie zamierzam. Myślę, że przygody Zofii Wilkońskiej przyjęły się na tyle dobrze, że o ile tylko będę w stanie utrzymać dobry poziom kolejnych książek, to będę się starał dostarczać je czytelnikom.